sobota, 28 listopada 2015

"To dzięki mnie." ~ 007.

***

Pogarda w jego oczach rosła z minuty na minutę, gdy nawet na chwilę nie raczył oderwać wzroku od śpiącego pod nim blondyna. Jego źrenice płonęły.
Nienawiść do chłopaka była spowodowana tylko jednym - zajął jego miejsce.
Miejsce w jej sercu, miejsce u jej boku. Możliwe, że to przy nim będzie witać dzień i żegnać noc. W zatrąceniu się. Próbując się uspokoić,  ścisnął dłonie w pięść.  Gdyby mógł coś czuć fizycznie - pewnie  byłby to ból kości nadgarstka.
Nie rozumiał,  dlaczego tak bardzo bolało go to, co wyrasta między nimi. Miłość.  Więź.  To nie miało tak być.. Wszystko poszło nie tak!

- Wiesz, ile ja Cie szukam? - Usłyszawszy zdenerwowany głos przyjaciela,  obrócił się,  by ujrzeć jego zbulwersowane spojrzenie.  - Co ty w ogóle tu robisz?
- Stoję.  - Odpowiedział spokojnie, wzruszając ramionami. Zielonooki wolał nie ukrywać rozgoryczenia, który czuł w stosunku do przyjaciela. Postępuje jak głupiec i dobrze to wiedział,  jedynie. Nie potrafił się przyznać do własnych błędów.  Jak zwykle. Przybliżył się do bruneta, chcąc chociaż.. uspokoić przyjaciela. 
- Daj spokój.  Carlo. Po co chcesz ją tak męczyć? 
- W jakim sensie?
- Przyszedłeś tu, oglądać nowe zauroczenie Mii? Musisz dać jej żyć.  - Westchnął,  delikatnie klepiąc brązowookiego po plecach.  
I w tym momencie ogarnęła go ogromna... złość.  
- Milcz. - Przecedził, przez ściśnięte zęby.  - Po co się odzywasz,  skoro nic nie wiesz?! - Zamknął oczy, przypominając sobie scenę zeszłego dnia.. - Jaka to kurwa miłość..



***

Zajęłam miejsce na dachu domu, spoglądając na mieniące się swoją jasnością gwiazdy. Tak cicho, tak pięknie. Po dwóch (jak nie trzech) miesiącach fajnej zabawy i ciągłego krzyku,  w końcu czas by odpocząć. Może tandetny  sposób, ale jednak działa. Czas poukładać myśli, bo moje roztrzepały się jak małe dziecko.
No bo w końcu, nie każda dziewczyna ma szanse spotkać gwiazdę, zaprzyjaźnić się z nią, a później stać się jej drugą połówką.. Nieprawdaż? Ech..

- Co tak sama siedzisz? - Momentalnie zwróciłam wzrok na mojego przyjaciela, którego głowa pojawiła się nagle zza okna na poddaszu. Wzruszyłam ramionami, wysyłając w jego stronę krzywy uśmiech.
- Nie jestem sama, otacza mnie przyroda. 
- Oj Mia, Mia. - Westchnął,  zajmując miejsce obok mnie, zarzucając na moje zamarznięte ramiona cieplutki kocyk. - Jest tak zimno, a ty co.
- Myślę. Pogubiłam się trochę.
- Zauważyłem. - Szepnął, próbując dotrzymać towarzystwa przyjaciółce. Tyle co ją jeszcze czeka.. 
- Co ja wyrabiam? - Spojrzałam w jego zielone tęczówki,  które lśniły zrozumieniem, lecz niestety także nie wiedzą.  Sapnęłam cicho, kręcąc ze słabością głową.  Moje życie było bardziej poukładane,  gdy mieszkałam z Elizą. Co właściwie robi moja matka.. 
- Próbujesz żyć, ale Mia. Obiecaj mi coś..  nie poddaj się, gdy okaże się najgorsze. - Bo to się zbliża..
- Obiecuje. - Szepnęłam cicho, gdy naszą rozmowę przerwał krzyk Billa, którego postura ukazała się przed moimi oczami. 



***

- Waibel. - Usłyszawszy swoje nazwisko,  momentalnie zwrócił spojrzenie na wysokiego mężczyznę,  odzianego  w płaszcz,  którego kaptur doszczętnie zakrywał twarz.  Pomimo swojego metra dziewięćdziesiąt czuł się w jego otoczeniu jak krasnal -  którym przecież chyba nie był. Powolnym i niepewnym krokiem przybliżył się do demona. - Choć, ujrzysz coś pięknego. - Zaciekawiony postanowił spojrzeć na szklaną płytę, w której ukazał się portret jego ukochanej Mii, w objęciach młodszego z Kaulitzów. Zacisnął usta w cienką linię, czując nagromadzającą się w nim złość. Spot kaptura pojawił się wielki uśmiech.  - To się właśnie teraz dzieje. Widzisz, jacy oni słodcy? To ty do tego doprowadziłeś, cieszysz się? - Mrucząc przekleństwo pod nosem, postanowił odejść od Pana Czarnego, kierując się przed siebie. - A ty gdzie? 
- Jak najdalej. 
- Och, ktoś tu jest niegrzeczny. - Burknął zadziornie, a po ciemnym pomieszczeniu momentalnie rozprzeszczenił się jęk bólu dziewczyny. Z przerażeniem postanowił wrócić do poprzedniego miejsca, a widząc Mię, z bólem leżącą u stóp Kaulitza, nie potrafił nawet określić co właśnie poczuł. Nie, to nie była złość. To było trzy razy mocniejsze. 
- Zostaw ją! - Warknął, łapiąc mężczyznę za rękę. Czego momentalnie pożałował, bo nieznana siła odepchnęła go z mocą tysiąca tonów na pobliski głaz. Czarna postać w sekundę pojawiła się obok, trzymając Carlo za szyję i przyciskając do powierzchni za nim. 
- Nie stawiaj się, bo zniszczę ją całkowicie. Tylko dzięki mnie, nie musisz wąchać ziemi od spodu, tylko nadal możesz chodzić po świecie.
- Nienawidzę Cię, Kaulitz. 

***

- Co się stało? - Oczywiście mój ojczulek od razu musiał się przejąć, dlaczego to naglę poczułam cholerny i przeszywający ból w klatce piersiowej. Który zwalił mnie z  nóg - i to dosłownie. Zajmując miejsce na wygodnej pufie, zaczęłam głośno oddychać. Jack usiadł obok mnie, z niepokojem analizując moją dwa razy bledszą niż zwykle twarz. Nie wiem, jak to się stało, dlaczego, ale po co.. przejmować się tym. - Mia, co jest.
 - Poczułam ból w sercu, tak nagle. Ale już go nie ma. - Uśmiechnęłam się blado, próbując chociaż trochę uspokoić zdenerwowanego ojca. Oczywiście, nie udało mi się to. - Tato, nic mi nie jest. 
- Ale niby jakim cudem? Coś ty robiła? Zjadłaś coś? 
- Stałam.. i nagle upadłam. - I zbladłam jeszcze bardziej, widząc zaniepokojoną twarz Carlo, który opierał się o framugę drzwi salonowych. Próbując nie patrzeć się jak kretynka, w ten jeden punkt przede mną. 
On coś wiedział. 

***

- Czego ty mi do cholery nie mówisz!? - Warknął, patrząc na przestraszonego brązowookiego, który z zadziwiającym spokojem skupił swój wzrok na  splecionych dłoniach. Był zdenerwowany i blady, bledszy niż zwykle. -  Carlo, kurwa.
- Wszystko ci mówię. - Szepnął, nadal nie urywając swojego wzroku. - Wszystko.
- Kłamiesz! - Krzyknął, odpychając się od ściany, był zły. Bardzo zły i Carlo świetnie to wiedział. Pochylił się nad nim, wbijając wkurzony wzrok do przyjaciela. - Zadajesz się z nimi.
- Kim?
- Demonami, kretynie. Zadajesz się z nimi,  a obiecaliśmy sobie coś. Dlaczego wszystko ukrywasz?! - Ironicznie zaczął kiwać głową, nie rozumiejąc dlaczego to wszystko tak naglę się dzieje. - To twoja wina, gdy będzie cierpieć. Twoja, a ja nie pomogę, Carlo. Nie pomogę.
- Przeze mnie już dziś cierpiała.. - Szepnął, w końcu racząc swój pusty wzrok skierować na przyjaciela. Smutek rozkwitał w jego pustym, bezdusznym ciele. - On dowiedział się, że jest moim słabym punktem, ja.. Nie wiem co robić. Musiałem się zgodzić..
- Może czas spróbować najgorszej z możliwych możliwości..?

***

niedziela, 15 listopada 2015

'Nagle' ~ 006.

***

Siedząc na łóżku, obserwował pogrążoną w głębokim śnie brunetkę. Jej  półotwarte, pełne usta i porozrzucane w każdą stronę włosy - które zawsze, gdy spali razem, łaskotały go po twarzy.  Mimowolnie jego wargi utworzyły szeroki łuk, wspomnienia. Jego mała Anielica
image
Dlaczego zabrali go od niej?

 Podniósł rękę, by delikatnie pogłaskać śniady policzek dziewczyny. Chciał być zawsze. Chciał nadal czuć jej ciepło, bijące serce, miękkie usta, a teraz. Teraz ona nawet nie może poczuć, że jest bezczelnie dotykana w czasie snu.

- Wybacz, kochanie. - Mruknął do siebie, pochylając się i składając na jej czole delikatny jak piórko pocałunek. - Miałem być, a jednak wyrwano mnie tu. Tak bardzo Cię przepraszam. - jęknął płaczliwie, pomimo, że nie mógł nawet płakać. Nie ważne, że chciał. Nie miał łez. - kocham Cię, Mia..

***

 Otworzyłam zaspane powieki, przecierając je pięściami. Obraz chudego chłopaka, który przez dzisiejszą noc błądził po moim śnie,  powoli się rozmazywał. Carlo po raz kolejny pojawił się i zniknął, nim zdążyłam się odezwać. 

Wiem, że mnie słyszysz. Proszę Cię, przyjdź gdy będę przytomna. 

 Opadłam na poduszkę, próbując po raz kolejny zasnąć. Niestety, ktoś, siedzący  naprzeciwko, nie dał mi takiej możliwości. Podniosłam się do pozycji siedzącej, próbując powstrzymać napad strachu i nerwów. Przeginają, wręcz bardzo przeginają. 

- Mam w ogóle jeszcze prawo do prywatności? - warknęłam, oburzona zachowaniem obu chłopaków.
- Co on mówił?
- Kto? - Westchnęłam, kręcąc głową. Przecież dobrze wiem, o kogo chodzi.  - Nic takiego nie mówił. Nawet nie pamiętam.
- Pamiętasz. - Zmarszczył brwi, niszcząc mnie swoim zdenerwowanym spojrzeniem spod kaskady brązowych rzęs.  Przełknęłam ślinę, mając nadzieje, że bliźniacy już poszli na próbę. Wolałabym, by nie myśleli,  że zwariowałam i rozmawiam sama ze sobą.  Wstałam, rozciągając zmęczone ciało i zajęłam miejsce na fotelu, bliżej przyjaciela, który nawet nie  raczył drgnąć. Skupiony w jakiś punkt przed sobą.  
- Markus, wiem. Martwisz się. Ja też. Ale naprawdę..
- On musi gdzieś być. - Szepnął - Co zrobimy, jeżeli znów coś głupiego wymyślił?
- Nic mu nie będzie, Marko. Umrzeć, nie umrze. - Zaśmiałam się, próbując rozluźnić atmosferę, która chwilowo zapanowała między nami. - Każdy w końcu tylko raz umiera.
- Obiecaliśmy, że oboje będziemy cię chronić. Prędzej uwierzyłbym, że to ja zniknę, niż on.
- Myślisz, że jak ja się czuję? Naprawdę ta sytuacja jest zwariowana.. - Skrzywiłam się, uśmiechając blado do przyjaciela. - Nie potrzebuje ochrony.
- Gdybyś wiedziała..

***

To uczucie, gdy myślisz, że może być już tylko lepiej, a wtedy nadchodzi noc.
Ten okres w dniu, kiedy wszystko naglę na ciebie spada, a ty jedynie toniesz we własnych myślach.

- Co tak siedzisz tu sama? - Głos Billa momentalnie wyrwał mnie z zamyśleń. Odzyskawszy panowanie nad sobą, wysłałam mu blady uśmiech i poprawiłam zdrętwiałe już ciało. Herbata, którą trzymałam,  zdążyła się ochłodzić. Więc jak długo już bujam w obłokach? 
- Billy, myślałam, że zdążyłeś już zauważyć. Jestem cichą osobą. Typową marzycielką.
 - Zdążyłem. - Wyszczerzył się,  siadając obok mnie. - Dlatego właśnie tak mnie do Ciebie ciągnie. 
- Nie rozumiem.
- Jesteś tajemnicza, a to intrygujące. - Spojrzał w moje oczy, co spowodowało momentalnie czerwony kolor, który pokrył moją twarz. Opuściłam głowę,  wlepiając wzrok w kubek zimnej herbaty, który nadal trzymałam w dłoniach. Dlaczego czuje się teraz dziwnie? 
- Idziemy na spacer?


***

Trzymając Billa za rękę i zwiedzając pełne ulice Las Vegas, byłam zmieszana. Chociaż zdziwiłam się,  że Kaulitz zamiast pójść zabawić się z bratem i przyjaciółmi,  wolał  pozwiedzać ze mną miasto świateł. Nigdy nie marzyłam nawet o tym, co teraz się dzieje. Ba, nie wiedziałam nawet, że takie życie dla mnie istnieje.  
Jedynie czym się niepokoiłam, to Markus i Carlo. Przez co ciągle mój wzrok świdrował w okół, w myślach modląc się by ich nie zobaczyć.  Całe szczęście, moje modlitwy najwyraźniej zostały wysłuchane. Ścisnęłam dłoń blondyna, wystraszona nagłym warknięciem owczarka Niemieckiego,  który pojawił się znikąd obok mnie.

- Coś taka płochliwa? - Zaśmiał się,  co po raz kolejny spowodowało rumieniec na moich policzkach. Opuściłam głowę,  próbując to jakoś ogarnąć.  Co się ze mną dzieje? 
- Po prostu się wystraszyłam. Za tydzień koniec trasy..
- Niestety.  - Westchnął,  kręcąc głową.  -  Będziemy się widzieć. 
- Bill, mam szesnaście lat. Gdzie się chcesz ze mną widzieć,  na placu zabaw?
- Och, a ja dwadzieścia jeden* i co z tego? - Przewrócił oczami, oplatając mnie w talii, co spowodowało, że staliśmy naprzeciw.. blisko siebie. - Nie zależy mi na wieku, tylko dojrzałości emocjonalnej. Której ci nie brakuje. To tego na placu zabaw możemy się spotykać! 
- Nie żartuj sobie. - Opuściłam głowę, czując dziwny żal.  Naprawdę nie rozumiem co mi się stało. Dopadł mnie nagły ból brzucha. Podniósł delikatnie moją głowę, karząc w ten sposób spojrzeć w jego ciemne oczy, w których mieniły się piękne światełka. Gładził zewnętrzną stroną dłoni, moje piekące policzki. 
- Nie żartuję Mia, nie miałbym z czego.  - szepnął cicho, jakby się bał, że głośniejszy dźwięk rozboje mnie na milion kawałeczków. Wszystko działo się tak szybko.. i nawet nie zdążyłam zauważyć,  kiedy roztapiałam się w jego objęciach.  - Wiesz,  że jesteś piękna? - Te idealne usta zbliżały się..

~*~

*Wiek chłopaków zaniżyłam. 

wtorek, 10 listopada 2015

"Ty." ~ 005.

***

- Bill! - Pisnęłam, gdy rozbawiony blondyn obsypał każdy milimetr mojej twarzy mąką. Nie mogłam mu zostać dłużna, przez co po chwili otrzepywał się z białego pyłu.  Oczyściwszy powieki, ujrzał wielki uśmiech, który pojawił się mimowolnie na mojej twarzy i wystawiony po chwili przeze mnie język. 
- Nie ładnie tak, Mia! - Podniósł głos, lecz dalej czułam bijącą od niego radość. Chichocząc, ruszyłam za rogówkę, by utrudnić chwycenie mnie. Momentalnie ruszył za mną, a ja wydając z siebie kolejny, króciutki pisk, pobiegłam w kierunku łazienki, jedynie czyiś tors zatamował mi drogę. Czyiś? Logiczne, że Toma!
W końcu  z nimi dwoma byłam zmuszona dzielić pokój w hotelu na tą jedną noc. Zaśmiałam się, ujrzawszy rysy mojej twarzy, odbite na jego czarnym podkoszulku. 
- Co wy wyrabiacie? - zapytał, gdy ukryłam się za jego plecami, chroniąc swój strój i oczy przed młodszym Kaulitzem. Oczywiście Bill, nie wiele myśląc, wziął  zamach i w mgnieniu oka Tom stał się bałwanem. A ja omal nie runęłam ze śmiechu.  - Kurwa, Bill!
- Przepraszam, myślałem, że tu stoi Mia,  a nie ty!
- Czy ja przypominam Mię?! - Warknął oburzony, wycierając chaotycznie swoje oczy i włosy. W mgnieniu oka, znalazłam się w kuchni, nabierając do ręki dużą ilość brązowego pyłu i wskoczyłam przed młodszego Kaulitza, obsmarowując jego twarz kakao. 
- Wykorzystałaś moją nieuwagę. - zaśmiał się. - Podnoszę białą flagę, poddaje się!

***

Wysprzątawszy kuchnię i wysłuchawszy marudzenia bruneta, jak bardzo nie ma ochoty myć teraz włosów i jak bardzo jesteśmy dziecinni, w końcu mogłam w spokoju odpocząć. Tom wyszedł, oburzać się na świeżym powietrzu, a Bill najprawdopodobniej poszedł się odświeżyć. 
Usiadłam na parapecie, spoglądając ze spokojem w jasne gwiazdy. Odsapnęłam cicho, szczerząc się sama do siebie. Nie pomyślałabym, że ta cała trasa koncertowa, może być najlepszym co przytrafiło się w moim życiu. Jestem całymi dniami wesoła, cztery mężczyźni, będący chodzącą dawką dobrego humoru!
A zwłaszcza młodszy Kaulitz..
Jeszcze pozostało ponad dwa miesiące w ich towarzystwie. Mam ja tylko nadzieję, że szybko nie zleci! 
Kątem oka dostrzegłam poruszający się tułów. Nim zdążyłam się obrócić i upewnić, czy Bill zakończył kąpiel, wytatuowana dłoń podawała mi kubek parującego jeszcze kakao. 

- Cóż to, myślałam, że gwiazdy nawet herbaty samemu zrobić nie potrafią! - uśmiechnęłam się drwiąco.
- Mam Ci przypomnieć, jak dziś zrobiłaś ciasto?
- Nie trzeba, nie mam krótkiej pamięci. Ale dziękuję,  Billy. -  wyszczerzyłam się słodko, dostrzegając lekki rumieniec na jego policzkach. Upiłam łyk, znów badając gwiazdy na niebie. Usiadł naprzeciw mnie, podnosząc wzrok w to samo miejsce, gdzie ja. Pozwoliłam sobie, zilustrować tego mężczyznę. Jego blond włosy były rozczochrane i mokre, świecił gołą klatą. O dziwo, wyrzeźbioną, nie przesadnie, ale jednak. Szary dres wisiał luźno na miednicy, ukazując wręcz idealne "V". 
Speszona odwróciłam wzrok w powrotem do okna.

- Zauważyłem, że lubisz to robić. - bąknął, spojrzawszy mi w oczy. Uniosłam jedną brew, niezbyt rozumiejąc, co dokładnie miał na myśli. - Lubisz siedzieć i patrzyć w niebo. Nawet  w autokarze to ciągle robisz. Dlaczego? 
- Po prostu. - wzruszyłam ramionami, przygryzając dolną wargę. Niestety, Kaulitz nie odrywał ode mnie wzroku, prosząc w ten sposób o dłuższą odpowiedź. Wydałam z siebie słabe westchnięcie. - Jak byłam malutką dziewczynką i moja mama kładła się spać, ja wygrzebywałam się z łóżka, by jedynie popatrzeć na gwiazdy. To taka ucieczka od otaczającego świata, wszystko wtedy znikało.. 
- Od czego uciekasz tym razem? - wymamrotał. - Ode mnie? Od nas wszystkich? 
- Od strachu. - Opuściłam głowę zażenowana, nie mogę kłamać. Nienawidzę kłamać. - Boję się tego jaka jestem.
- A jaka twoim zdaniem jesteś?
- Billy.. nie lubię o sobie mówić..
- To moje ostatnie pytanie, obiecuje. - Uśmiechnął się blado, zza dużego kubka gorącej czekolady. Poprawiłam się, siadając po turecku i opuszczając głowę. - Więc? 
- Niedoskonała. - Wyszeptałam z niechęcią. - Jestem w całości niedoskonała.
- Mia.. - Powiedział cicho,  układając się tak samo jak ja i zmuszając do podniesienia przeze mnie głowy. - Nie powinnaś tak uważać, każda kobieta jest cudowna. - Wyszczerzył się bardziej, na co ja odpowiedziałam znikomym uśmiechem. Odstawiając na bok kubek, owinęłam się o jego szyję, przytulając delikatnie do jego torsu. 

Potrzebuje tego, potrzebuje. Bo jego już nie ma.

***

Czując, że łapie  mnie przeziębienie, zostałam w Hotelu, w czasie gdy Kaulitz i reszta wyciskali siódme poty na scenie. Rano tato przyniósł mi leki, dając rozkaz wykurowania. Muszę przyznać, jako, że nigdy się nimi nie interesowałam, są zaskakująco dobrzy. Miałam przeciwne zdanie wyrobione o nich. 
Podkuliłam nogi pod brodę, siadając wygodniej na kanapie, otulając puchatym kocem i popijając cieplutką herbatkę owocową.  Czuję się dziwnie.. jestem szczęśliwa. Nie pomyślałabym, że potrafię taka być..

- Jak się czujesz? - Zamarłam, słysząc jego barwę głosu. Przesłyszałam się? 
Zielonooki szatyn opierał się o framugę drewnianych drzwi, wysyłając  w moją stronę promienny uśmiech. Przełknęłam nagle nagromadzoną ślinę, po chwili blado się uśmiechając. On to się nigdy nie zmienia! I zawsze musi nagle mnie zaskakiwać. Luźnym krokiem ruszył w moją stronę, gdy poklepałam miejsce obok mnie.
- Markus.. co ty tu robisz?
- Zapomniałaś, że mogę być wszędzie? Odwiedzam cię.
- Tak tylko.. - usiadł obok, ilustrując mnie swoim przenikliwym wzrokiem. Przez co zmuszona byłam trochę się speszyć. - Jak Carlo?
- Nie wiem,  nie widziałaś go?
- Nie.
- Ja też nie. Nie pokazuje się w ogóle.. - westchnął, opadając na kanapę. Ugryzłam dolną wargę, martwiąc się o bruneta. Przecież zawsze dawał o sobie znać.. 
- Jak to w ogóle się nie pokazuje? Myślałam, że jesteście ciągle obok siebie.
- Jak widać nie. - wzruszył ramionami. Na co ja wyszczerzyłam źrenice do wielkości pięciozłotówek, jak to nie. Jest źle, jest bardzo źle.
- Markus.. żartujesz sobie ze mnie?
- Nie! Mia. Nie widziałem Carlo od tygodni.. myślisz, że dlaczego tu przybyłem? - spojrzał na mnie, marszcząc brwi. Westchnęłam, rozluźniając bardzo napięte mięśnie, gdy po pomieszczeniu rozległ się głos chłopaków. Spojrzałam zaniepokojona na Markusa. Uśmiechnął się do mnie i skinął głową. 

***

poniedziałek, 12 października 2015

"Znów się pojawiłeś.." ~ 004.


Nie podobało mi się to, jak pisałam wcześniej i przynosiło mi to wiele trudności.. 
A więc, zmieniam styl na pierwszą osobę (Jeżeli chodzi o Mię). By to opowiadanie jako tako wyglądało. 
Wydaję mi się, że teraz jest o wiele.. estetyczniej. Liczę na to, że nie wygląda to już jak coś pisane przez piątoklasistkę, tylko dostosowałam się do mojego poziomu.
Co prawda, nie wiem, czy warto bym pisała tę informację, ale wiedząc, że dwie osóbki czytają moje dziecinne wypociny, poczułam, że powinnam to zrobić. 
Przy okazji - dziękuję wam. Przynajmniej mam świadomość, że coś potrafię.
Jeżeli jest więcej osób, to proszę was.. powiadomcie mnie o tym w komentarzach. Nie liczę na bardzo duże komentarze, ale zwykłe "Jestem".  
Miłego czytania! 

***

- Spójrz na mnie! - mój gardłowy krzyk rozniósł się po tym.. pomieszczeniu? 
Sama jego obecność, paliła moją skórę, a ból  w łamliwym i naruszonym sercu z sekundy na sekundę, z minuty na minutę powiększał się. Nie podnosił głowy, swój wzrok skupiał na ziemi, a ja nie mogłam nawet się ruszyć. Jakby między nami znajdowała się jakaś bariera, albo ktoś uwiązał mnie linami do tego w którym stoję i zabraniał mi robić jakikolwiek ruch. 
Upadł na kolana, wydając z siebie przeraźliwy krzyk. Wyglądał jak Marionetka..  Marionetki też nie mają duszy.
Zauważyłam, jak z jego rozciętych nadgarstków, powolnym strumieniem zaczęła lecieć krew, którą z łatwością mogłam porównać do smoły. Za  to jego.. do anioła.
Był  jasny, jakby dopiero brał kąpiel w mące. Anioł, którego wypełniono diabłem? 
Powoli podniósł głowę, wbijając we mnie jego piękne, piwne tęczówki, które kiedyś patrzyły na mnie z miłością, a dziś z bólem, cierpieniem i ukrytym w głębi uczuciem. Nadal coś czuł, ale męczył się. Przełknęłam głośno ślinę, która nie wiadomo kiedy nagromadziła się w dość sporej ilości, serce za to biło mi jak petarda. 

Chciał tu być, ale nie mógł. 

- Daj sobie pomóc. - wysyczał przez zaciśnięte zęby, jakby paliło go każde słowo, padające z jego popękanych ust. Nigdy nie widziałam go w takim stanie i nigdy nie chciałam go w takim widzieć, przyzwyczaiłam się już do wiedzy, że więcej nie będę mogła go zobaczyć.. Poczułam, jak pojedyncze krople, spływały z moich policzków, chyba tylko na tyle było mnie teraz stać - na płacz. - Mia, daj sobie pomóc. Nie odszedłem bo tego chciałem, odszedłem bo mi kazano, nie mogę powiedzieć Ci kto i dlaczego. Proszę Cię tylko o jedno, daj sobie pomóc. 
- Jak? - wyszeptałam cicho, jakbym mówiła do małego, bezbronnego dziecka. - Carlo, jak? 
- Kochanie, będziesz wiedzieć.. - Na jego bladej twarzy, ujrzałam samotną łzę, spływającą powoli z lewego oka. Nigdy nie płakał. 
Zamknął chaotycznie oczy, jakby chciał ukryć przede mną swoje uczucia, które dobrze znałam. - Mia, żegnaj, otwórz serce.. i nie płacz. - szepnął cicho, tłumiąc szloch. Próbowałam do niego podejść, dotknąć jego ręki, pocałować.. Ale im byłam bliżej, tym bardziej on znikał... powoli odchodził, po raz kolejny w moim życiu. - Kocham Cię. - echo tych dwóch słów rozniosło się po pomieszczeniu, jego już nie było.. a ja poczułam jak spadam..


***


Gwałtownie urwałam swój sen, uderzając głową o "sufit" w miejsc, gdzie dane jest mi spać, przez najbliższe dwa dni. Wymruczałam przekleństwo pod nosem, spowodowane bólem kości czołowej, wydając z siebie ciche westchnięcie, przecież nigdy nie klnę.
Usiadłam powoli, by nie uderzyć się po raz kolejny w czaszkę i uspokoić swój nierówny oddech, to było chore. Po prostu chore, mój Carlo, tak blisko.. a zarazem tak daleko. Nie widziałam go dawno, bardzo dawno. Ile bym dała, by znów móc zanurzyć się w jego ramionach..

 Sen z nim może oznaczać jedno i boję się, spełnienia tego..

Podskoczyłam ze strachu, gdy głowa Jacka nagle wyłoniła się zza "zasłony" ponownie uderzając głową o ten cholerny sufit!  Jest zdecydowanie za nisko. Dłonią delikatnie zaczęłam masować moją obolałą głowę.
- Wybacz, nie chciałem Cię wystraszyć. - wydał z siebie ciche westchnięcie, ponownie uśmiechając się do mnie. - Córeczko, po prostu jak weszłaś do busa, tak zniknęłaś z oczu. Nawet nie poznałaś moich chłopców..  a teraz nagle krzyczysz. - ponownie westchnął, na co zareagowałam zażenowanym, krzywym uśmiechem. Miał rację, byłam tak bardzo zmęczona tym wszystkim, że jedynie marzyłam by pójść spać, nie myśląc o niczym innym. Cóż, gruntownie odechciało mi się tego, więc co mi szkodzi poznać ich teraz?
Ukrywając nie aż tak widoczny rumieniec, zeskoczyłam na podłogę, kierując się do.. nazwijmy to mini salki kinowej (?), albo i odpoczynku..

Jedyne, co w życiu usłyszałam o Tokio Hotel, to ich piosenki, lecące w radiu, gdy Mama zawoziła mnie rano do szkoły, ale to bardzo, bardzo dawno temu. Nie obchodziła mnie ich muzyka, wygląd czy też cokolwiek z nimi związanego. Wiedziałam, że istnieją, ale nie czułam potrzeby wgłębiać się w ten temat.
 Może gdybym wcześniej wiedziała, że mój..tato, jest ich menadżerem, bardziej bym się nimi zainteresowała. Nie znałam nawet ich imion..
Podniosłam powoli głowę w ich kierunku.. i zamarłam.

Mówili, że Bóg jest tylko jeden.
Dlaczego ja właśnie widzę kolejnego? 

~*~

Rozczochrany blondyn, to jedyna osoba, która ukazała jakiekolwiek zainteresowanie dziewczyną.
Cała reszta zajęta była swoimi telefonami, oczywiście prócz jego brata. Tom najprawdopodobniej siedział na swoim legowisku,  by móc w samotności porozmawiać z druga połówką.
Zilustrował nastolatkę, dochodząc do jednego wniosku - podała się  w większości na matkę. Chyba, że Jack wyglądał wcześniej inaczej o sto osiemdziesiąt stopni.

Jej śliczne, długie, brązowe włosy otulały dziewczęcą twarz. Pełne usta, zgrabny nos i zdecydowanie tajemnicze, ale inspirujące spojrzenie. Być może przez ten kolor, który chwilowo myślami przeniósł go nad morze.. Odwróciła spojrzenie ku ziemi, wywołując uśmiech na jego twarzy. Wstydliwie postępowała z nogi na nogę, ukazując mu zdenerwowanie. Chociaż, nie zdziwiło go to,  w końcu.. 
Jest dziewczyną wyrwaną ze szkoły, by jeździć z ojcem i idolami wielu kobiet po świecie. Może czuć się zagubiona, co w pełni rozumiał.
Miała kobiece kształty, które - jak na jej wiek, były bardzo widoczne. Dodawały jej to sporo słodkości do ślicznej twarzy, a zarazem trochę więcej lat.
Duże  i krągłe już piersi, wcięcie w talii i chudy brzuch, za to dość szerokie biodra i krągła pupa. Nie miała "szparki" między udami, co jest czymś naprawdę dobrym, nie lubił dziewczyn, które należały do wieszaków, przecież kobieta musi być kobietą. Była niska, na oko metr sześćdziesiąt  sześć, możliwe, że i metr siedemdziesiąt. Czyli nadal o głowę i trochę jeszcze od niego niższa.   Idealnie.
Śmiałby twierdzić, że była bardzo seksowną kobietą. Ale mógł ją tak nazwać? W końcu, zapewne miała już więcej, niż te piętnaście lat,  więc pozwolił sobie. Zachwycał się nią, dopiero po chwili uświadamiając, że przecież brunetka stoi tak już z jakieś dobre dwie minuty, nie wiedząc co powiedzieć,  a on tylko się na nią patrzył..

- Cześć. - odezwał się do niej, posyłając jej piękny uśmiech, ukazujący rząd bialutkich zębów. Ujrzał na jej twarzy rumieniec, który dodawał jej jeszcze więcej uroku, o ile jeszcze się da. Reszta raczyła się w końcu obudzić, wzrok kierując na tajemniczą dziewczynę.

~*~

Głośno przełknęłam ślinę, nie wiedząc, kiedy w końcu odzyskam zdolność mowy. Zamurował mnie.
Był przystojnym mężczyzną, o pasujących do niego, jasnoblond włosach i piercingu, który wywołał we mnie dziwne uczucie. Uwielbiałam mężczyzn, którzy właśnie takim sposobem ozdabiali swoją twarz. I nie wiem dlaczego, teraz poczułam, że twierdzenia innych, o moich "tajemniczych oczach" to pikuś i głupota,  przy jego tęczówkach. Przypominały mi mus czekoladowy.. po prostu, tylko się rozpłynąć w ich głębi. Czas wrócić na ziemie, Mia!

 - Hej.. jestem Mia. Córka waszego menadżera. - zmieszałam się przy ostatnim zdaniu, czując jakbym nie powinna była tego mówić. Posłał mi kolejny promienny uśmiech, po raz kolejny doprowadzając do krótkiego zawału.
- To już wiemy, ja jestem Bill. - wydał z siebie cichy śmiech, pokazując wytatuowaną ręką na swoją osobę, po niedługiej chwili przenosząc ją na swoją prawą stronę. - To Gustav i George. - dopiero teraz zauważyłam dwóch chłopaków, cicho siedzących obok niego. Posłali mi sympatyczny uśmiech, na co odpowiedziałam tym samym. Sama nie wiem jak ich opisać.. Gustav wydawał się z wyglądu na miłego i kochanego chłopaka, a George... na zwyczajnego i opanowanego mężczyznę. - Ale już pewnie znałaś nasze imiona.
- Jeżeli mam być szczera, to nie. Ale miło mi was poznać. - niepewnym krokiem, podeszłam do nich, ściskając każdemu po kolei rękę i siadając na wolnym fotelu po prawej stronie. W tym samym momencie, do pomieszczenia wszedł Jack, z szerokim uśmiechem na twarzy.
 - No więc, rozumiem, że moją córkę już poznaliście. - klasnął w dłonie, a Bill jako jedyny odpowiedział na to pytanie, kiwnięciem głowy. Jestem zaskoczona, czy on zawsze będzie miał uśmiech na twarzy? Poznałam go pięć minut temu i ani na sekundę nie zmienił mimiki. Uśmiechnęłam się leciutko do siebie, czując jak emanuje z niego takie.. pozytywne uczucie! - To ja was zostawiam, najlepiej by było, byście się poznali. W końcu dość sporo razem spędzicie czasu. - przymrużył oczy, ilustrując towarzystwo. - Bill, gdzie jest Tom?
- Za tobą. - odpowiedział, a ja zauważyłam za głową mojego ojca wysokiego mężczyznę, o twarzy podobnej, a wręcz takiej samej jak blondyna, nie licząc tego parotygodniowego zarostu, ozdabiającego jego twarz. Poczułam jak zasycha mi  w gardle, jest ich dwóch?
Czarne dredy, zawiązane z tyłu głowy, biały, szeroki t-shirt i czarne spodne.

  Znów mnie zamurowało.

- Witaj, ty pewnie jesteś.. Mia? - uśmiechnął się drwiąco, podając mi rękę, którą uścisnęłam. - Ja jestem Tom, przystojniejszy bliźniak tego tam. - zaśmiał się, pokazując głową na Billa, który jedynie odpowiedział mu środkowym palcem. Czarnowłosy usiadł obok Georga, a ja poczułam się dziwnie, gdy wszyscy  skupili na mnie swój wzrok. Nienawidzę być w centrum uwagi. Zwłaszcza, gdy obserwatorami są mężczyźni.
Znów skupiłam wzrok na Tomie, próbując porównać go z bratem. Musze przyznać,  są bardzo przystojni. 
- Jak Ria? - zapytał Bill, przerywając niezręczną ciszę, Tom wzruszył ramionami, opadając na kanapę.
- Normalnie, tęskni za mną, ja za nią też i już. - wydał z siebie ciche westchnięcie.  - Nic na to nie poradzę, w końcu musieliśmy zacząć trasę, a to, że nie mogła jechać z nami to już nie moja, ani jej wina. Po prostu musimy wytrzymać.
- Mój brat taki romantyk.. - zaśmiał się, na co czarnowłosy przewrócił oczami.
- A to ponoć ty, z nas dwóch nim jesteś.
- Ponoć.  - powtórzył, chcąc chyba podroczyć się  z bliźniakiem, na co ten drugi nie miał ochoty, przeniósł wzrok na mnie, co trochę mnie speszyło.
- Co o sobie powiesz?
- Nic ciekawego.  - uśmiechnęłam się, chcąc wybrnąć z tego. Nie lubiłam o sobie mówić. - Jestem nudną, zwyczajną nastolatką.
- Niemożliwe, każdy człowiek jest na swój sposób ciekawy! - uśmiechnął się Bill, poprawiając się, by oprzeć głowę o blat stołu. - I nie zgodziłbym się, z twoim stwierdzeniem. - wzruszyłam ramionami,  znów opuszczając głowę. 
- Najwyraźniej ja jestem.

***

niedziela, 27 września 2015

,Wszystkie zmiany są takie duże' ~ 003.

***


- Chłopaki! -  Wszedł do pomieszczenia, rozglądając się, by wszyscy byli obecni.
Niestety, nigdzie nie zobaczył rozczochranej czupryny w kolorze jasnego blondu. Reszta była zajęta oglądaniem czegoś na laptopie, którego obsługiwał chwilowo najstarszy bliźniak. Oparł się o framugę sporych rozmiarów drzwi studia, czekając na jakąkolwiek reakcję z ich strony. Nie był nawet pewien, czy w ogóle zauważyli lub usłyszeli, że ktokolwiek zakłócił ich cisze. Po niedługiej chwili usłyszał stukot małych psich łapek, oznaczający, że Pumba wraz ze swoim właścicielem wrócili z wycieczki. Spokojnie schylił się, by pogłaskać drobniutki korpus jeszcze małego buldoga Angielskiego.
- Jack! Witaj. -  z twarzy blondyna jak zawsze nie schodził uśmiech, trzymał w dłoni czerwoną końcówkę smyczy psa i złotego iPhone. Z którym chyba nigdy nie chciał, ani nawet nie śmiał się rozstawać. Najwyraźniej dopiero głos wokalisty, sprowadził wszystkich na ziemie. Spojrzeli w ich stronę,  a mężczyzna podążył do nich, siadając naprzeciwko całej piątki - wokalista zdołał już do nich dołączyć. 
- Więc,  mam tylko jedną do was prośbę i sprawę.. bądźcie grzeczni przy mojej córce.  - oczywiście,  te słowa były skierowane najbardziej do bliźniaków. Spojrzał na nich, hamując śmiech, gdy opadły im szczęki.
- Kiedy Ci się urodziła córka?
- i z kim. - dodał gitarzysta, przerywając bratu.

Och, no błagam. Ciągle będziecie się wszyscy tak dziwić?

- Szesnaście lat temu, z nieznaną wam kobietą, a więc.  Obiecacie?

***

Stała nad bagażem, załamując ręce. Dopiero co go wypakowała i już musi pakować od początku. Jej westchnięcie roznosi się po pokoju, gdy znów bierze się do roboty, układając lepiej swoje topy. Nie żałuje tego, że ma szanse kogoś poznać,  ale niestety nie miała i nie posiada ochoty, by znów ruszać się bez potrzeby i sensu  z domu i to jeszcze po połowie świata!
Oddaliła się na parę kroków, zastanawiając czy wzięła wszystko co będzie jej potrzebne. Kosmetyczka, dość sporo par bluzek, dżinsów, na wszelki wypadek, wzięła także swoją ulubioną sukienkę, bieliznę i z dwie pary butów. Ucieszona, że w końcu zakończyła swoją prace, zamknęła sporych rozmiarów walizkę, odkładając ją obok łóżka. Usiadła na miękkiej, miętowej pościeli, kładąc głowę na swoich rękach. Czuła się przytłoczona wszystkim, co tak szybko się ułożyło  w jej historii. 

Wszystkie zmiany są takie duże..

Złapała głośno powietrze, wypuszczając je z siebie równie szybko. 
Czas przyswoić fakty.. miała właśnie jechać w trasę, z ogólnoświatowym zespołem, którym wcześniej  w ogóle się nie interesowała i którego jej tata, jest menadżerem. Więc miała spędzić pół roku, w towarzystwie czworo chłopaków, jeżdżąc po stanach, europie i całej reszcie. 

O Boziu..

Rozmyślanie przerwało jej pukanie do drzwi, które momentalnie się otworzyły, spojrzała w ich stronę, ciesząc się z uśmiechniętej twarzy swojego stworzyciela. W jego wzroku, mogła wyczytać nie zadane pytanie, na które odkiwnęła w jego stronę głową. Nieśpiesznie i z gracją uniosła się, biorąc do ręki walizkę, którą po chwili od niej odebrał. Spojrzała jeszcze raz na pokój, sprawdzając czy aby na pewno nic nie zapomniała. Wtedy zauważyła swojego misia - pandę, leżący na jednej z poduszek. Podeszła do łóżka, biorąc go i swoją torebkę do ręki i wyszła. Krzywiąc się na myśl, jak długo jej nie będzie w swoim pokoju. 

----------------

I już jakieś przeczucia, co do zespołu i Mii? ~ Pozdrawiam.

środa, 16 września 2015

,Małe rzeczy przynoszą największą radość' ~ 002.

***

- Niestety, nie mogę. - westchnął, odkładając papier. Mężczyzna po przeciwnej stronie uniósł swoją prawą brew w geście zdziwienia. Poprawił się na krześle, skupiając swoje piwne oczy na mężczyźnie. - Nie mogę zostawić córki.
- Córki? 
- Tak, córki. Nie mógłbym ją zostawić samą w domu. To jednak nadal nastolatka. - Siwowłosy facet rzucił mu zainteresowane spojrzenie, po chwili kręcąc głową.
- Walter, nie interesuje mnie co zrobisz z twoją córką, o której pierwszy raz z życiu słyszę, ale masz towarzyszyć chłopakom w ich trasie, nawet jakbyś miał wziąć dziecko ze sobą. Bo nie po to, to wszystko, by teraz jechali po całym świecie sami, jesteś ich pieprzonym Menadżerem! - odparł spokojnie, podnosząc ton na ostatnich słowach zdania. Po chwili opuszczając pomieszczenie. Skrzywił się, opadając na sofę. 
- Świetnie, po prostu zajebiście - mruknął sam do siebie. 

***

Siedziała w swoim pokoju, skupiając wzrok na starych zdjęciach, znalezionych godzinę wcześniej na strychu. Najprawdopodobniej, za czasów gdy jeszcze jej mama tworzyła związek z Jack'em. 

Wyglądali na szczęśliwych

Długowłosa brunetka, z wpatrzonym w nią przystojnym mężczyzną. Uśmiechnięci, zakochani.. 
To niezrozumiałe, dlaczego musieli zakończyć coś naprawdę najwidoczniej pięknego. Ile ona by dała,  by choć raz  być zakochaną z wzajemnością. Gdyby to tylko było bardziej prawdopodobne. Mogłaby przyznać każdej osobie,  która stwierdziła by, że ma niską samoocene. Racja. Była dziewczyną z krągłościami, duże piersi, szerokie biodra, krągła pupa i dość.. masywne uda. Trzeba przyznać,  nie była modelką,  w Odróżnieniu od je matki. Nie było także tak strasznie,  jak jej się wydawało. Piękna kobieta.
Wsunęła pudełeczko pod łóżko, słysząc jak ktoś porusza klamką od drzwi z jasnego drewna. Wytarła jedną łezkę, która nieproszona naglę się pojawiła na jej twarzyczce. Prostując się i patrząc w tamtą stronę. 

- Mogę? - zapytał, wychylając głowę zza drzwi, w odpowiedzi jedynie kiwnęła głową. Wszedł, siadając na łóżku, po jej drugiej stronie. Uśmiechnął się, będąc z siebie naprawdę dumnym, cieszył się z tego, jaką piękną ma córkę, każdego dnia odkąd tylko zamieszkała w jego - wcześniej - pustym domu. Potrzebował tego, tej wiedzy.. że jednak,  w głębi duszy go potrzebuje. Jak każda dziewczynka, potrzebuje taty. Niestety jej tata, długo przygotowywał się do swojej roli. - Więc, co u ciebie? 
 - Nic, co mogłoby być? Nie mam gdzie iść, bo nie posiadam tu znajomych. Jest mi po prostu nudno.. - westchnęła, po raz kolejny czując małe ukłucie tęsknoty w sercu, naprawdę tęskniła za swoim przyjacielem. Na tym drugim końcu świata nie miała nikogo.. 
- Dziewczyny w twoim wieku już przecież mogą chodzić na imprezy. Ile masz lat? Siedemnaście? 
- Jack, ja mam dopiero piętnaście, właściwie za dwa tygodnie szesnaście... lat. Do tego naprawdę nienawidzę imprez, to dla mnie coś pustego.  Bezsensownego. Glosna muzyka, wszyscy tańczą,  ale po co? Jaki w tym cel? Dziewczęta chcą się zabawic i potem kończą.. jak kończą.  Do tego ten odór alkoholu i papierosów,  nienawidzę tego. - mruknęła, czując się dziwnie. Za to piwnooki mężczyzna poczuł się.. głupio, jest jej ojcem,  a nawet nie wiedział ile ma lat. Był pewien, że za rok będzie pełnoletnia. A tu proszę.. 
Westchnął, odczuwając to lekkie upokorzenie, naprawdę nie znał swojego własnego dziecka.. 
- Wybacz..
- Zdarza się, jesteśmy ludźmi. Każdy może się pomylić. - wysłała mu blady uśmiech, powodując go także na jego twarzy. - Mam pytanie. 
- Tak? 
- Dlaczego zakończyłeś związek z mamą i pozwoliłeś, by twoja córka wychowała się bez ojca? - wzdrygnął się, gdy uraczyła go swoim wzrokiem, z którego doprawdy nic nie można było wyczytać. Nie był pewien, jaki humor jej teraz towarzyszył. Westchnął, biorąc delikatnie jej dłoń, a na jego zaskoczenie - nie wyrwała jej, tylko pozwoliła na to. 
- Mia, po prostu.. Byłem głupi. Myślałem, że ojcostwo to nic dla mnie, że nie będzie mi to potrzebne. Nigdy nie chciałem nawet widzieć twojego zdjęcia. Jeszcze rok temu.. Nie chciałbym nawet o tobie słyszeć, a teraz..  a teraz mieszkasz u mnie, by mieć lepsze warunki. Zostawiłem te parę lat temu cudowną kobietę, co było błędem mojego życia.
- Więc kochałeś mamę? - zapytała trochę pewniej. - Czy była to tylko zabawa..
- Powiedziałbym dawniej, że zabawa. Ale teraz powiem ci córeczko..  - uśmiechnął się słabo, na ostanie słowo tego zdania. Odwracając wzrok na jej dłoń,  którą nadal trzymał. - Że chyba wtedy ją kochałem, a teraz.. kto wie, może pokocham znów? - chciałby tego, chciałby pokochać. Czuć się kochanym,  chciałby po prostu już być inny.  Taki jaki powinien być od zawsze.. tylko nigdy nie wiedział,  że tak powinno być. Wiele rzeczy, które dzieją się nagle, niszczą nas od środka,  wypalając serce i uczucia.  To najgorsze. 
Zmieszała się trochę po  słowach ojca, krzywiąc swoją buzię. 
- Kto wie...

***

Nie wiadomo jakie słowa i jakie czyny na tym świecie, potrafiłyby określić to. Co czuł w chwili gdy jego córka dobrowolnie i po raz pierwszy w całym swoim życiu przytuliła go do siebie. Uśmiechnął się, całując tył jej głowy. To najcudowniejsze uczucie. Uczucie bycia ojcem, bycia kimś ważnym.. 

Bycia, po prostu bycia. 

***



poniedziałek, 7 września 2015

,Wszystko dzieje się nagle' ~ 001.

***

Zrywając zdjęcia ze ścian swojego pokoju czuła,  jak jej serce rozrywa się wraz z klejem które je trzymały.  Jedna chwila może tak wiele zmienić,  jedno uzależnienie tak dużo zniszczyć. Oderwała resztki klejącej się mazi ze zdjęć i włożyła do pudełeczka na dnie największej walizki jaka znajdowała się w jej rodzinnym domu. Powoli rozpoczęła pakowanie ubrań i reszty możliwych do wzięcia rzeczy z tego pomieszczenia. Rozpoczynając od bluzek, kończąc na ozdóbkach które trzymała na swoim biurku. Spojrzała na rodzicielkę, opierającą swoje szczupłe ciało o framugę drzwi z jasnego drewna. I po raz ostatni zamknęła się w jej dużym uścisku.

- Ja nie chce jechać.  - wyszlochała,  starając się powstrzymywać napływające do jej chwilowo szarych oczu łzy.  Matka spojrzała na nią,  wkładając jeden z kosmyków jej włosów za ucho i blado się uśmiechając. Po raz pierwszy od tylu lat widziała na twarzy swojej córki coś innego, niż jej wieczna mina wszystko-jest-dobrze. Łzy.  - Dasz sobie radę,  Mała. Znam Cię.
- Będę tęsknić,  mamo.
- Ja też Córeczko. - nie chciała, by jej córka musiała ją opuszczać,  ale to nie była jej decyzja. Tylko sądu.  Otarła łzy, uśmiechając się do dziewczyny.


***

Siedział naprzeciw brunetki, dokładnie analizując każdy szczegół jej twarzy i całej reszty. Była niebywale podobna do swojej matki, gdy jeszcze nie zawitał u niej wiek dorosłej kobiety. Jak dwie krople wody. Te tajemnicze oczy, pełne usta, jasna skóra i długie brązowe włosy,  które na swoich końcach tworzyły lekkie fale. Siedziała cicho, odkąd weszła do swojego nowego domu, ani słowem się nie odzywając.  Nie oczekiwał,  że będzie skakać z radości az po sufit.  Bo  w końcu przez jakieś ostatnie szesnaście lat, ani razu nie widział jej na oczy.  Ale liczył na chociaż.. jedno słowo?  Jeden gest? A tu, przywitał dziewczynę,  która wzrokiem ciągle  była wbita w ziemie. 
Będzie musiał się przyzwyczaić,  że po wygranej walce o kontakty całodobowe z córką,  jego życie diametralnie się zmieni. Zaczynając od tego, że w końcu będzie musiał zachowywać się jak ojciec, a nie wieczny kawaler, co na jego wiek już nie przystoi. Nie ważne,  że ma tyle pieniędzy na koncie i mógłby, gdyby chciał, zdobyć serce każdej kobiety.

Zwłaszcza materialistki. 


Ale to nie było jego przyszłym celem, marzył by poczuć się dorosłym. Jest ojcem pięknej,  siedemnastoletniej dziewczyny, która będzie go jednak najprawdopodobniej potrzebować.


- Więc,  umiesz chociaż  trochę Angielskiego? 
- Nie. - szepnęła cichutko, ale zdołał usłyszeć melodyjny, miły dla słuchu głos. Pasujący do delikatniej dziewczyny.  Więc taka była,  delikatna. 
- to może spróbuję załatwić ci douczanie?
- Jeżeli chcesz,  to możesz.  Przyda mi się pomimo wszystkiego. - uraczyła swojego ojca krótkim spojrzeniem spod gęstej kaskady czarnych rzęs. Oczy Anielicy, dobrze trafiła z nazwiskiem. Uśmiechnął się pod nosem,  w głębi duszy będąc dumnym z tego, że to dzięki niemu na świecie istnieje taka kobieta, o tak miłej barwie swojego głosu. Gdyby nie te realia, że wcale nie będzie traktować go jak ojca. - Jack.


***

Usiadła na łóżku swojego nowego pokoju, czując ciężar wszystkiego co właśnie się stało.  Nie podobało jej się to, nie chciała tego. Nie chciała zostawiać mamy, nie chciała tu przyjeżdżać.  I nie chciała pokoju w wielkości całego mieszkania w bloku! Pomimo wszystkiego, to nie to jest najgorsze, właściwie. Trafił z gustem. Westchnęła, poprawiając kosmyki włosów które wdarły się na jej smukłą twarz. Podniosła głowę,  po raz kolejny ilustrując to.. o wiele za duże,  jak na jedną osobę, pomieszczenie w białych kolorach, gdzieniegdzie udekorowane Miętowym odcieniem. Białe meble naprawdę jej sie podobały, łóżko było umieszczone na podeście, ozdobione koronkowymi poduszkami. Z góry opadający biały baldachim z niebieskim ombre przepięknie wyglądał. Przełknęła ślinę,  nigdy nawet nie marzyła o takim pokoju.. tylko dla siebie.. Ale jednak, już wolała ten skromny i nieduży dom w rodzinnym mieście,  niż tą rezydencje na drugim końcu świata.. Czuła się tu przytłoczona, jakby to wszystko ją po prostu dusiło. Opadła na miękki materac i  patrzyła milcząc na sufit, ozdobiony żyrandolem, najwyraźniej z małych diamencików? Coś w tym deseń. Podniosła się,  podchodząc do biurka z bardzo jasnego drewna.

***

Z uśmiechem na twarzy i z maksymalnym skupieniem dopracowywała precyzyjnie naszkicowaną twarz chłopaka, który nie wiadomo skąd wziął się w jej głowę. Cieszyła się, że w nudnych lub nie ciekawych momentach mogła zająć się po prostu swoją pasją,  zapominając o całej reszcie.  Pochłaniało to cały jej czas, którego miała bardzo dużo - zwłaszcza, że rozpoczął się okres wakacyjny. Czyli ten najnudniejszy czas w całym roku. Wolała zająć się tym, by nie iść na  dolne piętro. Co skutkowało by rozmową z osobą,  dzięki której jednak jest na tym świecie.  Nie miała na to ochoty, nagle przypomniał sobie,  o swojej córce i odebrał jej matce ją, jak jakąś marionetkę.. lalkę.. zabawkę,  którą można sobie kupić. Była  i jest człowiekiem,  musiała wszystkich zostawić w Magdeburg'u i nagle przyjechać do tej cholernej Kalifornii..

- Artystka. - na męski głos,  wydany za jej plecami,  omal nie dostała zawału. Odetchnęła głośno,  uspokajając swoją arytmię serca, które chwilowo biło trzy razy szybciej. Od dziecka była straszliwie płochliwa i ani trochę się to nie zmieniło. Obróciła głowę, nie ukrywając chwilowego zaskoczenia jak i ździwienia które w nią wstąpiło. Zawstydzona widokiem mężczyzny,  który bez pytania wkroczył w jej ,,terytorium", poczuła jak jej policzki dostają różowego odcienia. Posłał jej szeroki uśmiech. - Hej, Mia.

~*~

Po napisaniu z jakiś dziesięciu pierwszych rozdziałów,  zdecydowałam się opublikować ten.. 
Miłego dnia!

niedziela, 6 września 2015

Prolog.


***

Dziewczyna, o długich, brązowych włosach i pięknych, błękitnych jak morze oczach, otulonych czasem mgłą, zamieniającą jej błękit w szarość burzy. Być może w twarzy była idealna w każdym calu, a jej krągłości bardzo do niej pasowały.  Lecz czuła się okropnie. Jak ktoś kto nie powinien był żyć, urodzić się. Może niepotrzebnie się to stało? Może wcale nie powinna była walczyć w czasie poczęcia? To niewyjaśnione pytania, które od zawsze sobie zadawała. Nie miała okropnego, nie do zniesienia charakteru. Wręcz przeciwnie, była na pierwszy rzut oka miłą i nieśmiałą dziewczyną.
Jej uczucia, życie, przeżycia i wspomnienia, wszystko ukrywała w głębi swej duszy pod ogromnym okryciem. Nie widziała sensu, by mówić innym o swojej osobie. Za to inni.. inni uwielbiali to robić. Byli skłonni mówić jej całe swoje życie, w ciągu minuty po poznaniu.   Może to przez ten wieczny uśmiech na jej dziewczęcej twarzyczce? Albo przez jej wiecznie dobre serce dla wszystkich wokół. Może to dar? Urodziła się, by pomagać innym, nie potrafiąc pomóc sobie?
Jedno było wiadome.



Każdego w końcu do siebie potrafiła przyciągnąć.

Nic dziwnego, że jej niesamowite oczy i jego poruszyły.