***
Pogarda w jego oczach rosła z minuty na minutę, gdy nawet na chwilę nie raczył oderwać wzroku od śpiącego pod nim blondyna. Jego źrenice płonęły.
Nienawiść do chłopaka była spowodowana tylko jednym - zajął jego miejsce.
Miejsce w jej sercu, miejsce u jej boku. Możliwe, że to przy nim będzie witać dzień i żegnać noc. W zatrąceniu się. Próbując się uspokoić, ścisnął dłonie w pięść. Gdyby mógł coś czuć fizycznie - pewnie byłby to ból kości nadgarstka.
Nie rozumiał, dlaczego tak bardzo bolało go to, co wyrasta między nimi. Miłość. Więź. To nie miało tak być.. Wszystko poszło nie tak!
- Wiesz, ile ja Cie szukam? - Usłyszawszy zdenerwowany głos przyjaciela, obrócił się, by ujrzeć jego zbulwersowane spojrzenie. - Co ty w ogóle tu robisz?
- Stoję. - Odpowiedział spokojnie, wzruszając ramionami. Zielonooki wolał nie ukrywać rozgoryczenia, który czuł w stosunku do przyjaciela. Postępuje jak głupiec i dobrze to wiedział, jedynie. Nie potrafił się przyznać do własnych błędów. Jak zwykle. Przybliżył się do bruneta, chcąc chociaż.. uspokoić przyjaciela.
- Daj spokój. Carlo. Po co chcesz ją tak męczyć?
- W jakim sensie?
- Przyszedłeś tu, oglądać nowe zauroczenie Mii? Musisz dać jej żyć. - Westchnął, delikatnie klepiąc brązowookiego po plecach.
I w tym momencie ogarnęła go ogromna... złość.
- Milcz. - Przecedził, przez ściśnięte zęby. - Po co się odzywasz, skoro nic nie wiesz?! - Zamknął oczy, przypominając sobie scenę zeszłego dnia.. - Jaka to kurwa miłość..
***
Zajęłam miejsce na dachu domu, spoglądając na mieniące się swoją jasnością gwiazdy. Tak cicho, tak pięknie. Po dwóch (jak nie trzech) miesiącach fajnej zabawy i ciągłego krzyku, w końcu czas by odpocząć. Może tandetny sposób, ale jednak działa. Czas poukładać myśli, bo moje roztrzepały się jak małe dziecko.
No bo w końcu, nie każda dziewczyna ma szanse spotkać gwiazdę, zaprzyjaźnić się z nią, a później stać się jej drugą połówką.. Nieprawdaż? Ech..
- Co tak sama siedzisz? - Momentalnie zwróciłam wzrok na mojego przyjaciela, którego głowa pojawiła się nagle zza okna na poddaszu. Wzruszyłam ramionami, wysyłając w jego stronę krzywy uśmiech.
- Nie jestem sama, otacza mnie przyroda.
- Oj Mia, Mia. - Westchnął, zajmując miejsce obok mnie, zarzucając na moje zamarznięte ramiona cieplutki kocyk. - Jest tak zimno, a ty co.
- Myślę. Pogubiłam się trochę.
- Zauważyłem. - Szepnął, próbując dotrzymać towarzystwa przyjaciółce. Tyle co ją jeszcze czeka..
- Co ja wyrabiam? - Spojrzałam w jego zielone tęczówki, które lśniły zrozumieniem, lecz niestety także nie wiedzą. Sapnęłam cicho, kręcąc ze słabością głową. Moje życie było bardziej poukładane, gdy mieszkałam z Elizą. Co właściwie robi moja matka..
- Próbujesz żyć, ale Mia. Obiecaj mi coś.. nie poddaj się, gdy okaże się najgorsze. - Bo to się zbliża..
- Obiecuje. - Szepnęłam cicho, gdy naszą rozmowę przerwał krzyk Billa, którego postura ukazała się przed moimi oczami.
***
- Waibel. - Usłyszawszy swoje nazwisko, momentalnie zwrócił spojrzenie na wysokiego mężczyznę, odzianego w płaszcz, którego kaptur doszczętnie zakrywał twarz. Pomimo swojego metra dziewięćdziesiąt czuł się w jego otoczeniu jak krasnal - którym przecież chyba nie był. Powolnym i niepewnym krokiem przybliżył się do demona. - Choć, ujrzysz coś pięknego. - Zaciekawiony postanowił spojrzeć na szklaną płytę, w której ukazał się portret jego ukochanej Mii, w objęciach młodszego z Kaulitzów. Zacisnął usta w cienką linię, czując nagromadzającą się w nim złość. Spot kaptura pojawił się wielki uśmiech. - To się właśnie teraz dzieje. Widzisz, jacy oni słodcy? To ty do tego doprowadziłeś, cieszysz się? - Mrucząc przekleństwo pod nosem, postanowił odejść od Pana Czarnego, kierując się przed siebie. - A ty gdzie?
- Jak najdalej.
- Och, ktoś tu jest niegrzeczny. - Burknął zadziornie, a po ciemnym pomieszczeniu momentalnie rozprzeszczenił się jęk bólu dziewczyny. Z przerażeniem postanowił wrócić do poprzedniego miejsca, a widząc Mię, z bólem leżącą u stóp Kaulitza, nie potrafił nawet określić co właśnie poczuł. Nie, to nie była złość. To było trzy razy mocniejsze.
- Zostaw ją! - Warknął, łapiąc mężczyznę za rękę. Czego momentalnie pożałował, bo nieznana siła odepchnęła go z mocą tysiąca tonów na pobliski głaz. Czarna postać w sekundę pojawiła się obok, trzymając Carlo za szyję i przyciskając do powierzchni za nim.
- Nie stawiaj się, bo zniszczę ją całkowicie. Tylko dzięki mnie, nie musisz wąchać ziemi od spodu, tylko nadal możesz chodzić po świecie.
- Nienawidzę Cię, Kaulitz.
***
- Co się stało? - Oczywiście mój ojczulek od razu musiał się przejąć, dlaczego to naglę poczułam cholerny i przeszywający ból w klatce piersiowej. Który zwalił mnie z nóg - i to dosłownie. Zajmując miejsce na wygodnej pufie, zaczęłam głośno oddychać. Jack usiadł obok mnie, z niepokojem analizując moją dwa razy bledszą niż zwykle twarz. Nie wiem, jak to się stało, dlaczego, ale po co.. przejmować się tym. - Mia, co jest.
- Poczułam ból w sercu, tak nagle. Ale już go nie ma. - Uśmiechnęłam się blado, próbując chociaż trochę uspokoić zdenerwowanego ojca. Oczywiście, nie udało mi się to. - Tato, nic mi nie jest.
- Ale niby jakim cudem? Coś ty robiła? Zjadłaś coś?
- Stałam.. i nagle upadłam. - I zbladłam jeszcze bardziej, widząc zaniepokojoną twarz Carlo, który opierał się o framugę drzwi salonowych. Próbując nie patrzeć się jak kretynka, w ten jeden punkt przede mną.
On coś wiedział.
***
- Czego ty mi do cholery nie mówisz!? - Warknął, patrząc na przestraszonego brązowookiego, który z zadziwiającym spokojem skupił swój wzrok na splecionych dłoniach. Był zdenerwowany i blady, bledszy niż zwykle. - Carlo, kurwa.
- Wszystko ci mówię. - Szepnął, nadal nie urywając swojego wzroku. - Wszystko.
- Kłamiesz! - Krzyknął, odpychając się od ściany, był zły. Bardzo zły i Carlo świetnie to wiedział. Pochylił się nad nim, wbijając wkurzony wzrok do przyjaciela. - Zadajesz się z nimi.
- Kim?
- Demonami, kretynie. Zadajesz się z nimi, a obiecaliśmy sobie coś. Dlaczego wszystko ukrywasz?! - Ironicznie zaczął kiwać głową, nie rozumiejąc dlaczego to wszystko tak naglę się dzieje. - To twoja wina, gdy będzie cierpieć. Twoja, a ja nie pomogę, Carlo. Nie pomogę.
- Przeze mnie już dziś cierpiała.. - Szepnął, w końcu racząc swój pusty wzrok skierować na przyjaciela. Smutek rozkwitał w jego pustym, bezdusznym ciele. - On dowiedział się, że jest moim słabym punktem, ja.. Nie wiem co robić. Musiałem się zgodzić..
- Może czas spróbować najgorszej z możliwych możliwości..?
***
- Czego ty mi do cholery nie mówisz!? - Warknął, patrząc na przestraszonego brązowookiego, który z zadziwiającym spokojem skupił swój wzrok na splecionych dłoniach. Był zdenerwowany i blady, bledszy niż zwykle. - Carlo, kurwa.
- Wszystko ci mówię. - Szepnął, nadal nie urywając swojego wzroku. - Wszystko.
- Kłamiesz! - Krzyknął, odpychając się od ściany, był zły. Bardzo zły i Carlo świetnie to wiedział. Pochylił się nad nim, wbijając wkurzony wzrok do przyjaciela. - Zadajesz się z nimi.
- Kim?
- Demonami, kretynie. Zadajesz się z nimi, a obiecaliśmy sobie coś. Dlaczego wszystko ukrywasz?! - Ironicznie zaczął kiwać głową, nie rozumiejąc dlaczego to wszystko tak naglę się dzieje. - To twoja wina, gdy będzie cierpieć. Twoja, a ja nie pomogę, Carlo. Nie pomogę.
- Przeze mnie już dziś cierpiała.. - Szepnął, w końcu racząc swój pusty wzrok skierować na przyjaciela. Smutek rozkwitał w jego pustym, bezdusznym ciele. - On dowiedział się, że jest moim słabym punktem, ja.. Nie wiem co robić. Musiałem się zgodzić..
- Może czas spróbować najgorszej z możliwych możliwości..?
***