sobota, 28 listopada 2015

"To dzięki mnie." ~ 007.

***

Pogarda w jego oczach rosła z minuty na minutę, gdy nawet na chwilę nie raczył oderwać wzroku od śpiącego pod nim blondyna. Jego źrenice płonęły.
Nienawiść do chłopaka była spowodowana tylko jednym - zajął jego miejsce.
Miejsce w jej sercu, miejsce u jej boku. Możliwe, że to przy nim będzie witać dzień i żegnać noc. W zatrąceniu się. Próbując się uspokoić,  ścisnął dłonie w pięść.  Gdyby mógł coś czuć fizycznie - pewnie  byłby to ból kości nadgarstka.
Nie rozumiał,  dlaczego tak bardzo bolało go to, co wyrasta między nimi. Miłość.  Więź.  To nie miało tak być.. Wszystko poszło nie tak!

- Wiesz, ile ja Cie szukam? - Usłyszawszy zdenerwowany głos przyjaciela,  obrócił się,  by ujrzeć jego zbulwersowane spojrzenie.  - Co ty w ogóle tu robisz?
- Stoję.  - Odpowiedział spokojnie, wzruszając ramionami. Zielonooki wolał nie ukrywać rozgoryczenia, który czuł w stosunku do przyjaciela. Postępuje jak głupiec i dobrze to wiedział,  jedynie. Nie potrafił się przyznać do własnych błędów.  Jak zwykle. Przybliżył się do bruneta, chcąc chociaż.. uspokoić przyjaciela. 
- Daj spokój.  Carlo. Po co chcesz ją tak męczyć? 
- W jakim sensie?
- Przyszedłeś tu, oglądać nowe zauroczenie Mii? Musisz dać jej żyć.  - Westchnął,  delikatnie klepiąc brązowookiego po plecach.  
I w tym momencie ogarnęła go ogromna... złość.  
- Milcz. - Przecedził, przez ściśnięte zęby.  - Po co się odzywasz,  skoro nic nie wiesz?! - Zamknął oczy, przypominając sobie scenę zeszłego dnia.. - Jaka to kurwa miłość..



***

Zajęłam miejsce na dachu domu, spoglądając na mieniące się swoją jasnością gwiazdy. Tak cicho, tak pięknie. Po dwóch (jak nie trzech) miesiącach fajnej zabawy i ciągłego krzyku,  w końcu czas by odpocząć. Może tandetny  sposób, ale jednak działa. Czas poukładać myśli, bo moje roztrzepały się jak małe dziecko.
No bo w końcu, nie każda dziewczyna ma szanse spotkać gwiazdę, zaprzyjaźnić się z nią, a później stać się jej drugą połówką.. Nieprawdaż? Ech..

- Co tak sama siedzisz? - Momentalnie zwróciłam wzrok na mojego przyjaciela, którego głowa pojawiła się nagle zza okna na poddaszu. Wzruszyłam ramionami, wysyłając w jego stronę krzywy uśmiech.
- Nie jestem sama, otacza mnie przyroda. 
- Oj Mia, Mia. - Westchnął,  zajmując miejsce obok mnie, zarzucając na moje zamarznięte ramiona cieplutki kocyk. - Jest tak zimno, a ty co.
- Myślę. Pogubiłam się trochę.
- Zauważyłem. - Szepnął, próbując dotrzymać towarzystwa przyjaciółce. Tyle co ją jeszcze czeka.. 
- Co ja wyrabiam? - Spojrzałam w jego zielone tęczówki,  które lśniły zrozumieniem, lecz niestety także nie wiedzą.  Sapnęłam cicho, kręcąc ze słabością głową.  Moje życie było bardziej poukładane,  gdy mieszkałam z Elizą. Co właściwie robi moja matka.. 
- Próbujesz żyć, ale Mia. Obiecaj mi coś..  nie poddaj się, gdy okaże się najgorsze. - Bo to się zbliża..
- Obiecuje. - Szepnęłam cicho, gdy naszą rozmowę przerwał krzyk Billa, którego postura ukazała się przed moimi oczami. 



***

- Waibel. - Usłyszawszy swoje nazwisko,  momentalnie zwrócił spojrzenie na wysokiego mężczyznę,  odzianego  w płaszcz,  którego kaptur doszczętnie zakrywał twarz.  Pomimo swojego metra dziewięćdziesiąt czuł się w jego otoczeniu jak krasnal -  którym przecież chyba nie był. Powolnym i niepewnym krokiem przybliżył się do demona. - Choć, ujrzysz coś pięknego. - Zaciekawiony postanowił spojrzeć na szklaną płytę, w której ukazał się portret jego ukochanej Mii, w objęciach młodszego z Kaulitzów. Zacisnął usta w cienką linię, czując nagromadzającą się w nim złość. Spot kaptura pojawił się wielki uśmiech.  - To się właśnie teraz dzieje. Widzisz, jacy oni słodcy? To ty do tego doprowadziłeś, cieszysz się? - Mrucząc przekleństwo pod nosem, postanowił odejść od Pana Czarnego, kierując się przed siebie. - A ty gdzie? 
- Jak najdalej. 
- Och, ktoś tu jest niegrzeczny. - Burknął zadziornie, a po ciemnym pomieszczeniu momentalnie rozprzeszczenił się jęk bólu dziewczyny. Z przerażeniem postanowił wrócić do poprzedniego miejsca, a widząc Mię, z bólem leżącą u stóp Kaulitza, nie potrafił nawet określić co właśnie poczuł. Nie, to nie była złość. To było trzy razy mocniejsze. 
- Zostaw ją! - Warknął, łapiąc mężczyznę za rękę. Czego momentalnie pożałował, bo nieznana siła odepchnęła go z mocą tysiąca tonów na pobliski głaz. Czarna postać w sekundę pojawiła się obok, trzymając Carlo za szyję i przyciskając do powierzchni za nim. 
- Nie stawiaj się, bo zniszczę ją całkowicie. Tylko dzięki mnie, nie musisz wąchać ziemi od spodu, tylko nadal możesz chodzić po świecie.
- Nienawidzę Cię, Kaulitz. 

***

- Co się stało? - Oczywiście mój ojczulek od razu musiał się przejąć, dlaczego to naglę poczułam cholerny i przeszywający ból w klatce piersiowej. Który zwalił mnie z  nóg - i to dosłownie. Zajmując miejsce na wygodnej pufie, zaczęłam głośno oddychać. Jack usiadł obok mnie, z niepokojem analizując moją dwa razy bledszą niż zwykle twarz. Nie wiem, jak to się stało, dlaczego, ale po co.. przejmować się tym. - Mia, co jest.
 - Poczułam ból w sercu, tak nagle. Ale już go nie ma. - Uśmiechnęłam się blado, próbując chociaż trochę uspokoić zdenerwowanego ojca. Oczywiście, nie udało mi się to. - Tato, nic mi nie jest. 
- Ale niby jakim cudem? Coś ty robiła? Zjadłaś coś? 
- Stałam.. i nagle upadłam. - I zbladłam jeszcze bardziej, widząc zaniepokojoną twarz Carlo, który opierał się o framugę drzwi salonowych. Próbując nie patrzeć się jak kretynka, w ten jeden punkt przede mną. 
On coś wiedział. 

***

- Czego ty mi do cholery nie mówisz!? - Warknął, patrząc na przestraszonego brązowookiego, który z zadziwiającym spokojem skupił swój wzrok na  splecionych dłoniach. Był zdenerwowany i blady, bledszy niż zwykle. -  Carlo, kurwa.
- Wszystko ci mówię. - Szepnął, nadal nie urywając swojego wzroku. - Wszystko.
- Kłamiesz! - Krzyknął, odpychając się od ściany, był zły. Bardzo zły i Carlo świetnie to wiedział. Pochylił się nad nim, wbijając wkurzony wzrok do przyjaciela. - Zadajesz się z nimi.
- Kim?
- Demonami, kretynie. Zadajesz się z nimi,  a obiecaliśmy sobie coś. Dlaczego wszystko ukrywasz?! - Ironicznie zaczął kiwać głową, nie rozumiejąc dlaczego to wszystko tak naglę się dzieje. - To twoja wina, gdy będzie cierpieć. Twoja, a ja nie pomogę, Carlo. Nie pomogę.
- Przeze mnie już dziś cierpiała.. - Szepnął, w końcu racząc swój pusty wzrok skierować na przyjaciela. Smutek rozkwitał w jego pustym, bezdusznym ciele. - On dowiedział się, że jest moim słabym punktem, ja.. Nie wiem co robić. Musiałem się zgodzić..
- Może czas spróbować najgorszej z możliwych możliwości..?

***

3 komentarze:

  1. No to jestem!
    Ominęłam jeden odcinek, ale już wszystko nadrobiłam.
    Zapowiada się ciekawie. Naprawdę nie mogę się doczekać kolejnego odcinka.
    Chyba nie mam się do czego przyczepić. Dobrze napisane.
    Więc skończ z tą niską samooceną, bo nie warto. :D
    Powiadamiać mnie możesz na fb jak to zrobiłaś teraz.
    Chyba, że stanie się cud i zapamiętam, że mam jeszcze jednego nowego bloga do czytania :D

    Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cuda się zdarzają! :D
      Cóż, to będę powiadamiać. Moja niska samoocena to już po prostu.. tradycja. ;D
      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Kurde, ale się porobiło... Ale jest jeszcze bardziej intrygująco, kiedy tak wszystko się namotało :D Bardzo lubię twoje opisy, serio wszystko jest w porządku z twoim pisaniem - tajemniczo, wciągająco <:

    OdpowiedzUsuń