piątek, 5 lutego 2016

'Zdjęcie' ~ 011

***

Usiadłam na brzegu łóżka,  przyglądając się rysującej dziewczynce. Chociaż bardziej pasuje tu określenie 'próbującej coś stworzyć dziewczynce', gdyż chwilowo na jej kartce znajdowały się jedynie kółka,  kreski i kwadraty. Może wyrośnie na matematyczke?
Błagam, nie!
Uśmiechnęłam się szeroko, gdy spojrzała na mnie swoimi szczęśliwymi,  niebieskimi oczkami. Dałam sobie radę,  namówiłam  ojca by ta mała kruszynka została.. i jest. Ma łóżeczko w moim pokoju,  własną komódkę z nowymi ubraniami i dość sporo zabawek.
Wszystko układa się pięknie..
Do czasu.

Wystarczy tylko jeden moment,  jedna chwila.

- Mia! - krzyk blondyna, a po niedużej chwili otwierające się drzwi. Wpadł do mojego pokoju momentalnie, tak samo szybko zauważając przestraszoną Melody. Przylepił swoje brązowe tęczówki w dziewczynkę, by po niedługiej chwili wlepić je w moją twarz. Nie musiał się najprawdopodobniej nawet pytać, drugie łóżko i cała reszta mówiło za siebie. - Chyba..  musimy porozmawiać.
- Musimy?
- Musimy. - Odpowiedział stanowczo,  marszcząc w moim kierunku brwi, no świetnie!

***

- Kogo to.. dziecko?
- Od teraz moje - Wzruszyłam ramionami, ukazując mu jeden z moich największych uśmiechów, na którego tym razem nie dał się złapać. Westchnęłam, opuszczając głowę. Czułam,  jak materac łóżka na którym siedziałam się ugina, a Bill chwyta moją zimną dłoń w swoją.
- Wyjaśnisz mi to?
- Nie umiem..
- Dlaczego?
- Bo nie wiem od czego zacząć? - Spojrzałam na niego swoimi dużymi,  smutnymi oczami i poczułam, a nawet usłyszałam jak przełyka głośniej ślinę.  Nie wiem ile minęło czasu, gdy my w ciszy obserwowaliśmy siebie samych..
- Od początku - Szepnął,  jeszcze bardziej pogłębiając swój wzrok na mnie-  Tak byłoby najlepiej.

***

Brunet stał spokojnie, oparty o framugę jasnych drzwi. Wiedział,  że Mia wyszła jedynie na chwilę, porozmawiać z Panem Gwiazda-wielkiego-świata, ale zostawienie JEGO dwuletniej córeczki samej w pokoju to już po prostu karygodne!
Momentalnie westchnął, karcąc się za ostatnie zdanie.  W końcu, sam nie był lepszy, sam odszedł od Lisy, zostawiajac ją z dzieckiem, sam to wszystko zrobił..

Przynajmniej samemu nie umarł.

Mimowolnie się uśmiechnął,  widząc rozanieloną Melody. Była śliczna i  gdy tylko ujrzał jej wielkie, brązowe tęczówki wiedział -  ma kolejną osobę, która będzie potrzebować jego pomocy.
Leżała na brzuszku,  opierając główkę na miękkiej podusi. Lewą ręką próbowała wyczarować na swojej kartce prawdziwe arcydzieło,  chociaż z ledwością wyskrobała jakieś kształty. Nie rozumiał,  dlaczego w jej obecności zawsze czuł się tak.. miło. Radość wręcz promieniła od niej. Jego córeczka.. ostrożnie sie odsunął od drzwi, gdy te szybko się otworzyły. Dziewczynka podniosła główkę,  patrząc na Mię, która z uśmiechem uklękła przed jej małym ciałkiem. Lecz dziecko zaciekawiło coś innego..

- Tatuś? -  Zapytała z wyczuwalnym w głosie zwątpieniem, patrząc przez ramię kobiety na wysokiego bruneta. Kobieta wręcz od razu się odwróciła, mając nadzieję spotkać ojca malutkiej kruszynki, a jednak. Nikogo tam nie było.  Uniosła zdziwiona brew, znów wracając spojrzeniem na wpatrzoną w jeden punkt dziewczynkę.
- Widzisz tam kogoś?
- Tatuś!  - Krzyknęła głośniej, gdy postać się do niej zbliżyła,  próbowała podnieść swoje małe ręce i otulić szyję swojego 'stworzyciela', a jednak ani nie drgnęła, jakaś dziwna siła nie pozwalała jej tego zrobić. Brązowooki sie uśmiechnął, dłonią dotykając policzka dziewczynki. Mia dalej stała, nie ruszając się,  nic dziwnego, skoro sam w pewnym sensie chwilowo ją dał do stanu.. uśpienia?  Nie ruszy się po prostu.  Patrzyła na dziewczynkę, zapewne zadając sobie sporo pytań w głowie.  Tak, tak.. źle zrobił.  Sam właściwie stał się.. niewidzialny dla Mii. Po prostu się boi. Boi konfrontacji z dziewczyną.
- Malutki skarb.. Tatuś Cię kocha,  kocha Ciebie i kocha Ciocię. Będę o was dbał,  obiecuję - Szepnął,  patrząc w jej duże tęczówki, w których migotały iskierki szczęścia.  Widział podobieństwo między nimi!

***

Patrzyłam ze zdziwieniem w radosną dziewczynkę,  co się do cholery właśnie tu wyprawia?
Nikogo nie widzę,  a ona właśnie zachowuje się jakby przed nią stał.. jej ojciec.
To niemożliwe,  przecież też bym widziała Carlo, jeżeli by tu był,  prawda?
Och, czy ten dzień może być.. dziwniejszy?

***

- I właśnie.. mniej więcej tak to wszystko się stało.
-Więc jej rodzice nie żyją?  - Zapytał zaskoczony,  a brunetka jedynie kiwnęła twierdząco głową, krzywiąc się nieznacznie. Nie powiedziała może do końca wszystkiego,  fakt, że Carlo był jej byłym chłopakiem i właściwie pojawia się mimo swojej.. śmierci? Zachowała dla siebie.  - Jak ty to sobie  wyobrażasz?  Masz szesnaście lat. Nie będziesz przecież jej wychowywać.
- Dlaczego niby nie? - Mruknęła, podnosząc swój wzrok na chłopaka - Dam sobie radę.  Nie raz w życiu dawałam,  to po prostu kolejne wyzwanie które uda mi się spełnić i kto wie, być może nie pojawiła się ona przypadkiem?
- Zwariowałaś..
- Już dawno, Bill. Już dawno. I nic na to nie poradzę.
- Nadal nie jestem co do tego przekonany..
- Albo mi zaufaj, albo uciekaj.

***
×Dwa tygodnie później×

- Głodna?
- tak - odpowiedziała spokojnie,  podchodząc do białego biurka przy którym starałam się oddać swe porozrzucane myśli kartce,  niestety nie wiele mogłam zdziałać,  gdy po domu rozległ się wrzask Jack'a, który najprawdopodobniej krzyczał moje imię,  lecz nie miałam pewności. Wstanęłam, momentalnie schodząc na dół, a wcześniej informując dziewczynkę,  iż zaraz wrócę.  Starszy mężczyzna siedział na kanapie,  w ręce trzymając kolorowe czasopismo.

- Tak?
- Co to kurwa jest! - Krzyknął jeszcze głośniej,  rzucając pod moje nogi gazetę.  Podniosłam ją z gracją,  momentalnie kamieniejąc. Ja, Melody i.. Bill! Pierwsza strona czasopisma! Cholera!  Przeniosłam swój zszokowany wzrok na wkurzonego ojca.
- Ja.. ja nie wiem kiedy.. jak.. ja nie wiem..
- daruj sobie.  Nie możesz tu dużej być.
- C..co?
- Odchodzisz, pieniądze dostaniesz, ale znikasz stąd.
- Ale.. ale jak to? - Mruknęła,  czując jak pod jej powiekami zbierają się łzy. - Tato..
- Chcesz,  żeby media cie zniszczyły? Już biorą Cie za nastoletnią matkę i to jeszcze dziecko Billa! Tez mi coś!  Co wam odbiło by pójść na spacer?! Nie widzę innej możliwości.

***

wtorek, 2 lutego 2016

'Najważniejsze' ~ 010.

***

Nie zapomnę tego feralnego dnia, gdy nagle w środku nocy rozdzwonił się mój telefon.  Pomimo, że miałam ogromną ochotę wziąć to cholerstwo i najprościej na świecie wyrzucić przez okno - raczyłam jednak odebrać.

- Panna Mia Engel?
- Tak?
- Z tej strony Matthias Koldbrein, lekarz ratunkowy z miejscowego szpitala. Mój pacjent Carlo Waibel - mogłabym przysiąc, że właśnie moje serce przestało bić. Wciągnęłam powietrze nie mając zamiaru go  jeszcze puszczać - Został przywieziony niewiele minut temu w ciężkim stanie. Nie mogę jeszcze określić skąd,  z racji,  że jest w chwilowej.. śpiączce. Mogłaby Pani przyjechać, przynosząc także jakieś.. dokumenty?
- Jasne, będę jak najszybciej. 

~*~

Jeżeli miałabym być szczera,  to nie wiem jakim cudem w wieku piętnastu lat po prostu ukradłam  mamie auto, mając jedynie malutką wiedzę co i jak,  nie wiem jakim cudem dojechałam w parę minut cała na miejsce i nie wiem jakim cudem nie poniosłam z tego powodu większych komplikacji. Najwyraźniej był to tak cudowny moment, że nawet Policja nie raczyła -całe szczęście  - pilnować dziś właśnie tej drogi.
O godzinie piątej nad ranem, dwudziestego maja  dwa tysiące czternastego roku postawiłam pierwszy krok w moim znienawidzonym od zawsze miejscu.

***

Brązowe włosy porozrzucane na całej poduszce, delikatnie radosna twarz, ciesząca się błogim snem, na policzku dłoń malutkiej istotki leżącej osobok.
Były do siebie podobne..
Można by pomyśleć, że to po prostu szczęśliwa matka z dzieckiem.
Ale nie. Ona nie jest jej córką, a ojciec tej kruszynki obserwował ją bezwstydnie w czasie snu. Racja, nie musiał prosić się o zgodę,  to w końcu jego córka. Lecz fakt, że obserwował także brunetkę, której miało prawo się to nie podobać,  był trochę niemornalny. 
Jego moralność zniknęła razem z ciałem w tym cholernym szpitalu.

Podszedł bliżej,  gładząc z delikatnością policzek malutkiej dziewczynki,  niewiele myśląc ucałował każdej czółko, uśmiechając się niewinnie.
Właściwie, tylko w tej chwili miał odwagę na nie spojrzeć, tylko w tej chwili mógł liczyć, że nie zostanie stąd wyrzucony,  tylko w tej chwili - bo po prostu spały.
Dwie, najprawdopodobniej najważniejsze w głębi jego zamrożonego serca osoby.

***

Z miłego snu wyrwał mnie nagły krzyk i głośny płacz, zdezorientowana zerwała. się z łóżka, nie wiedząc co się do cholery dzieje!  Dopiero po chwili przypomniałam sobie o istnieniu tej małej istotki, leżącej jeszcze chwile temu obok. Brawo ja! Wzięłam delikatnie dziewczynkę na rączki, kołysząc w lewo i w prawo.  Kurcze, co może chcieć?  Jest głodna? Albo zrobiła coś w pieluche? Ma ona  w ogóle pieluszkę?! Nic nie wiem o dwulatkach!

- Co jest maleńka?
- Kym.. kym jezteś? - Mruknęła cichutko, patrząc na mnie tymi wielkimi, brązowymi slepiami.. które były tak samo śliczne jak te od Carlo.
Uśmiechnęłam się nie kontrolując tego, czując przyjemne ciepło na żołądku.  Ten malutki bączek właśnie coś do mnie powiedział!
- Możesz mnie nazywać Ciocią, malutka. Dlaczego płaczesz? - Odstawiłam ją na ziemię,  gdy powoli zaczęłam czuć jej wagę.. lekka nie była,  musze przyznać.  Ale jeszcze się wyćwiczę. Schyliłam swoje zesztywniałe ciało, będąc prawie na jej poziomie. Spuściła głowę,  kierując dłonią na jej brzuszek.  - Głodna?
- Guodna.
- To idziemy coś zrobić do jedzonka! Umiesz chodzić?  - Pokiwała główką na tak, chwytając moją rękę.

Z zrezygnowaniem spojrzałam na pomieszczenie, ale co jedzą dzieci w jej wieku? Cholera. Będę musiała przesiedzieć dziś wieczór przed komputerem, czytając na temat.. dwulatków.
Spojrzałam na nią,  gdy była zajęta zabawą swoim misiem. Wyglądała tak uroczo i słodko.. aż serce się kroi na ten widok.
I jak tu się takim szkrabem nie opiekować?  Nie mam serca!

- Co lubisz jeść?
- Jajko - wzruszyła ramionkami, delikatnie krzywiąc swoje dość pełne usta, by po chwili wysłać mi szeroki uśmiech i ukazać parę krzywych ząbków. - Cio chces, ciociu.

***

Czeka mnie duży kłopot,  bardzo duży kłopot gdy Jack wróci! A z racji, że dostałam chwile temu wiadomość 'Będę wcześniej' mogłam od razu zrozumieć,  że czeka mnie bardzo trudna rozmowa, a ewentualnie bardzo trudny okres.
Wiem tylko jedno, nie zostawię jej. Nawet jeżeli będzie błagał i groził wyrzuceniem z domu. Już wole to, niż widzieć smutek na twarzy tak malutkiej kruszynki.
A wracając do Melody... ze smakiem pochłonęła jejeczniczkę, którą raczyłam jej zrobić i teraz  siedzi,  w skupieniu bawiąc się swoimi lalkami.
Ja byłam najpewniej jej przeciwieństwem,  nigdy nie lubiłam się bawić sama i zawsze wołałam do mnie mamę,  a ona.. jakby nie było dziecka.  Taka cicha,  taka spokojna..

- Ciociu? - Zapytała  cicho, kierując mój wzrok na nią.  - Nie pseskadzam Ci tu?
- Dlaczego tak pomyślałaś? - Skąd to dziecko wzięło takie stwierdzenie.. ma dopiero dwa latka! Co najwyżej dwa i pół!
- Mama mówiła, se bendzje mi tu lepjej.
- A tak nie jest?
- Jest.
- Więc  w czym problem.
- W nicym. - Spuściła głowę,  by po chwili ponownie ją podnieść i jedynym zgrabnym ruchem przytuliła swoje malusie ciało do mnie.  - Jus cje lubje.
- Ja Ciebie też - Szepnęłam, wycierając rekawem swetra mój nos.  Niestety,  uroniłam w tej chwili dość sporo łez..

***

czwartek, 28 stycznia 2016

'Jak to możliwe?' ~ 009.

***

Znasz to uczucie,  kiedy twoje własne serce próbuje Cię załamać?  Kiedy stoisz milimetr od przepaści i nie jesteś pewien, czy najlepszym wyjściem nie będzie rzucenie się w nią? Kiedy patrzysz przed siebie,  a  jednak dalej widzisz to co było za tobą.
Kiedy nie wiesz co zrobić, bo ta miłość zabiła Ciebie i może zabić ją.

***

Siedząc cicho w swoim pokoju, próbowałam zająć się swoją pasją.  Tak, tak na padła mnie chwilowa wena na jakiś rysunek, co mam na to poradzić? Mniejsza.
Poprawiłam zdrętwiałe ciało, wzdychając pod nosem. Nie, żeby było mi nudno.. chociaż właściwe jest. Bardzo, bardzo judno i po raz pierwszy marzyłam o tym, żeby Carlo lub Markus mnie odwiedzili!
Tak rzadko ostatnio ich widziałam..
A bliźniacy musieli jeszcze wybyć do Niemiec odwiedzić chłopaków!
Nie, żeby mnie nie pytali czy pojadę z nimi.. po prostu, jestem trochę wstydliwa kiedy reszta chłopaków też jest w pomieszczeniu. Uwielbiam ich wszystkich, a zarazem miałabym po paru minutach wszystkich dość.
Podskoczyłam, omal nie spadając z krzesła, a co za tym szło - z podestu. Podniosłam leniwie swoje cztery litery, kierując się w stronę parteru, a właściwie schodów na parter.

***

'Pamiętasz ten dzień, gdy stwierdziłaś, że zawsze pomogłabyś  bezbronnemu dziecku?
Nawet jeśli miałabyś wziąć go do Siebie i wychować,  by tylko nie było same, by tylko nie trafiło do domu dziecka.
Melody Rose  Bell - kojarzysz nazwisko?
Wiem,  że tak. Mia, musisz mi wybaczyć to wszystko.  Wiem. Zawiodłam twoje zaufanie,  nie dopilnowałam twojego największego skarbu, wybacz mi.
Jestem pewna,  że to zrobisz.. nawet nie musze się martwić.
Jesteś najważniejszą osobą, która pojawiła się w moim życiu i jesteś tego świadoma.
Moje życie się skończyło. I błagałam, by moja malutka znalazła się u Ciebie.
Zaopiekuj się nią,  bądź jej nową matką.. uwierz, nikt nie sprawdzi się lepiej.
Wiem, jesteś młoda, a przed tobą całe życie.
Ale dobrze wiesz, że najbardziej ufam tobie. I dlatego piszę ten list.... Cholera!
Nigdy tak bardzo nie płakałam.
Proszę, pilnuj mojej córeczki.  Ona Cię pokocha, tak jak zrobiłam to ja i tak, jak zrobił to jej ojciec..
Dobrze wiesz, że Carlo też by tego pragnął.  Pomimo, że nie chciał mnie więcej znać. Po prostu to wiem..
Daję Ci  wszystko, pozostałości mojej miłości, moje oszczędności, moje malutkie życie..
Które pojawiło się dwunastego Maja.
Tak, Mia. Tak jak Ty.

Twoja, Lisa.'

***

Siedziałam już dobrą godzinę, kierując mój wzrok to na kratkę, to na malutką kruszynkę, która zapewnie dopiero nie dawno skończyła dwa latka. Spała spokojnie, przytulając szczelnie malutkiego misia pandę. I co ja mam kochanie z tobą zrobić? Och, jeszcze się pytasz?! Dobrze wiesz Mia, co zrobisz!
Pokręciłam zrezygnowana głową, rozumiejąc, że właściwie właśnie prowadzę temat sama ze sobą. Ignorując chęć uderzenia otwartą dłonią  w czoło,  włożyłam poskładany list do kieszeni. Z delikatnością uniosłam malutką, jedną ręką wycierając natrętne łzy.

- Ty, to masz szczęście w życiu jak nikt, Mia. - Mruknęłam cicho sama do siebie, kierując swe wolne kroki z powrotem do mojego małego mieszkanka na górze.  Chyba mogę tak to nazwać? W końcu ten pokój jest ogromny!
Cichutko i uważając by nie zbudzić małej, ułożyłam jej ciałko na moim mięciutkim łóżku, delikatnie odkrywając kocem. Z obu stron położyłam ciężkie poduszki, by nie upadła,  nawet jeżeli miałaby w planie się obrócić. Uśmiech mimowolnie wkradł się na moje usta, gdy dziewczyna słodko zassała kciuk, mrucząc coś cichutko pod noskiem. Musze przyznać, że była oszałamiająco piękną dziewczynką o delikatnych rynkach twarzy. Tak.. była podobna do Carlo, ale także do Lisy.. była bardzo dobrym mieszańcem.
Szybko pobiegłam na dół, by zanieść do mojego pokoju walizkę,  która także znalazła się pod drzwiami i wózek, w którym dziewczynka została mi dostarczona i musze przyznać - jako, że jestem sama jeszcze.. dzieckiem?  W końcu moje szesnaście lat to nic..
Serio trudno było mi podnieść ten cholernie ciężki wózek!  Ale dałam radę.
I teraz najtrudniejsze,  jak ja wytłumaczę ojcu, gdy wróci z  wyjazdu służbowego, że wychowam dziecko najlepszej przyjaciółki? A raczej najlepszego przyjaciela..

A Bill? Co jemu powiem..?

***

- Carlo, wiem, że mnie kurwa słyszysz!  - Krzyknęłam w myślach,  majac nadzieję, że ten.. kretyn się pojawi!  Czy to tak dużo? Oczekiwałam niemożliwego? Nie pojawiał się miesiac i wszystko rozumiem,  w końcu nie ma takiego nakazu.. ale żeby właśnie W TEJ CHWILI gdy jest mi POTRZEBNY nie raczył ruszyć tu tych swoich czterech liter?!
Zrezygnowana do granic możliwości opadłam na miękki fotel, obserwując w ciszy Melodie. Jedyny słyszalny dźwięk to jej cichutki i miarowy oddech, który prowadził do momentalnego uspokojenia mojej osoby.
Melodie.. piękne imie. Czy wpadł na nie Carlo? W końcu jego pasją była muzyka.. czy  zostało wybrane tylko i wyłącznie przez Lisę, na upamiętnienie tego, kim był jej ojciec?
Och, a kto mi na to odpowie..? 

***

Czasem nasze własne uczucia doprowadzają do naszego małego wykończenia.
Każdy człowiek potrafi pomóc,  nie każdy będzie próbował.

***

- Tak, wiem o tym. - Mruknął cicho, patrząc na swojego przyjaciela.  Był rozdrażniony i zły. To można już było wyczuć gdy tylko się pojawił.  - I nic nie mam z tym wspólnego. To Lisa wybrała tę drogę i ja jej nie kazałem zanosić  jej dziecko do.. Mii. Nie mam z tym nic wspólnego,  ale czym mam się martwić?
- Ona ma dopiero szesnaście lat..
- I co z tego? - Prychnął, wlepiając beznamiętny wzrok na przyjaciela.  - Powiesz mi, co w związku z tym? Mia jest.. bardzo wyrośnieta emocjonalnie i poradzi sobie lepiej niż niejedna kobieta na tym świecie.  Dobrze wiesz, że zrobi wszystko by ta mała myszka poczuła się jak w niebie.. Ona ma ogromne serce.
- Dziwie się jej, że jeszcze raczy  z tobą rozmawiać.
-Nie rozmawiałem z nią, Markus. - Szepnął, dobrze słysząc błagalne głosy w swojej głowie.  Ona go wołała, a on nie mógł się pojawić.  Nie mógł?  A może nie chciał?
Tak, zdecydowanie nie chciał. Bał się.  Bał się zobaczyć w jej oczach nienawiść, gdy on jak głupi liczył na miłość.. która u niego nie znikała.

***

Ortografia nie sprawdzona, proszę o wybaczenie.

piątek, 15 stycznia 2016

'Moi przyjaciele..' ~ 008.


***

~ Dwudziesty maj, dwa tysiące czternastego roku. Godzina: 22:34
Odszedł mając osiemnaście lat.
Na zawsze osiemnaście. 

'Zamknęła powieki, czując wypływające z nich słone kropelki. Miała ochotę krzyczeć, wyć i rzucać się w każdą stronę,  ale nie miała na to siły.  Nadal trzymała jego jeszcze ciepłą dłoń,  chociaż.  Możliwe,  że po prostu czuła ciepło własnej dłoni.
Leżał cicho z przymkniętymi powiekami, a jego klatka piersiowa przestała się poruszać już pięć minut temu.
Mocząc jego dłoń,  przyłożyła ją do swojego policzka,  po chwili delikatnie jak piórko całując. 

- Dlaczego,  dlaczego mnie opuszczasz.. - Szepnęła, dłonią jeżdżąc po jego zabandażowanej czuprnie. Mimowolnie się uśmiechnęła. Jego  usta już były sine,  a ciało stało się momentalnie bledsze. Już zaczynał odchodzić,  już zaraz będzie musiała się pożegnać. 
A tak bardzo nie chciała tego robić,  tak bardzo marzyła o tylu chwilach z nim, tak bardzo się bała.. - Carlo, zostań jakoś przy mnie.

Cztery minuty później, odszedł także ich najlepszy przyjaciel.
Została sama, w tym nudnym, pustym świecie.


***

- O czym marzysz? - Zapytał cicho, gładząc gęste i rozpuszczone włosy brunetki. Leżała na jego udach, ze wzrokiem skupionym w migające gwiazdy, które przepięknie ozdabiały ciemne niebo. Czuł się szczęśliwszy, niż przez ostatnie parę tygodni. Najwyraźniej tego mu było trzeba - spokoju. Jeżeli tak to można nazwać.
Ten związek stał się jednak czymś więcej, niż tylko rozkazem.
Problemy, które pojawiły się przed nim i zespołem, nagle zaczęły znikać. Pojawiły się jedynie inne..
Pochyliwszy się nad dziewczyną, delikatnie musnął jej malinowe wargi.
Kobieta pełna smutku. 
- Nie wierze w marzenia.
- Nie da się nie wierzyć  w marzenia, Mia..
- Da się. - Sapnęła, poprawiając się do pozycji siedzącej. - Marzenia są po to, by nas dołować. Większość z nich i tak się nie spełni..
 - Nie można tak myśleć.
- Nikt mi nie zabroni wierzyć w prawdę. 
- A co.. co Cię martwi? 
- Co mnie martwi? - powtórzyłam pytanie chłopaka,  poprawiając swoje zmęczone ciało. Po krótkiej chwili namysłu cicho westchnęłam.  - Martwi mnie to, że  wszystko co kiedyś było tak szybko znika, rozumiesz? Na przykład.. bajki dzieciństwa,  których teraz żadne dziecko już nie pozna.. Zabawt na dworze, teraz siedzimy tylko zamknięci w pokojach z multimedią. Wszystko jest już na internet, nawet piekarnik! - Skrzywiłam się po chwili uśmiechając, na miłe wspomnienie. - Gdy byłam mniejsza,  miałam domek na drzewie.. 
Wybudowałam go razem z moim ukochanym przyjacielem.  Myśliwy za każdym razem go niszczył,  bo było to zakazane, a my dalej budowaliśmy.. nawet gdy było zimno.

Było tak pięknie.. 'domek Pani i Pana Waibel'.


***

Uśmiechnęłam się szeroko, siadając po środku bliźniaków. Nie tylko mi dzisiaj dopisywał humor, nie wiadomo dlaczego. Zauważyłam, że nie spędziłam dużo czasu z bratem mojego mężczyzny, więc postanowiłam "wepchnąć się" w ich wieczór filmowy, na co oboje się ochoczo zgodzili.
Po godzinnej walce o pilot, a później półgodzinnej kłótni  o film, doszliśmy do wniosku, że obejrzymy od początku każdą część moich ukochanych "Piratów  z Karaibów". Co prawda, chłopaki niezbyt chętnie się zgodzili, ale cóż poradzić? Kobietom się nie odmawia, a zwłaszcza mi. Wtuliłam się w tors Billa, a chcąc po wkurzać bruneta, zarzuciłam swoje nogi na jego uda. Nie był zły i nie próbował ich zrzucić - co mnie troszeczkę zawiodło, ale cóż. Zostałam w takiej pozycji, w której się sama ustawiłam. Blondyn delikatnie i z czułością gładził  moje włosy, gdy ja skupiona byłam na najlepszym filmie świata i cudownym Johnnym Deppie.

Drugi ideał który powstał na tym świecie.

- Piękny on jest! - Pisnęłam cicho, chichocząc pod nosem i wręcz ujrzałam jak Bill przewraca nonszalancko oczami. - Prawda?
- Cóż, gdy nie miałem pewności co do Billa, myślałem, że Depp to jego wymarzona druga połowa. - Uśmiechnął się cwaniacko do brata, na co on odesłał mu zacięte spojrzenie. Nigdy fanką ich zespołu nie byłam, ale jestem świadoma jak mój mężczyzna wyglądał te parę lat temu.. i z bólem w sercu nie dziwię się Tomowi. (Jeżeli nie żartował), sama bym tak myślała. Będąc facetem, zostałabym dla tego mężczyzny nawet gejem.
- Jak widzisz, mam piękną kobietę, zyskałeś teraz pewność?
- Oj braciszku, zyskałem. Przy okazji także się dziwię,  że wybrała sobie takiego babo-chłopa.  - Mruknął, wybuchając śmiechem. Na co ja musiałam zachichotać pod nosem.  - Nie dąsaj się od razu tak.
- Spadaj. - Burknął, szturchając stopą jego kolano. Szturchając, czy też kopiąc, jak kto woli. Ja to uznam za to pierwsze.- Kretyn. 

***

- Jaja sobie ze mnie robisz?!- Warknął, będąc wpatrzonym na zdezorientowanego Carlo. Kompletnie nie rozumiał czynów i umysłu najlepszego przyjaciela,  zwłaszcza tych durnowatych, dziecinnych pomysłów które uważał za 'Coś dobrego'!. Przejechał otwartą dłonią po swej twarzy, próbując jakoś opanować  dudniące w nim uczucia.  - Przez Ciebie łazimy po tym cholernym świecie,  wszedłeś w jakieś idiotyczne układy z DEMONEM! I to tylko dlatego bo jesteś niy zakochany w dziewczynie,  która w ogóle się nawet tobą nie interesuje! 
- Nie musi. - Mruknął cicho, kierując wzrok na przyjaciela.  - W końcu, utrudniałaby wtedy wszystko. 
- Rób co chcesz,  ja się z tego wypisuje.  I nie zdziw się,  jeśli Mia nie wytrzyma tego co ty wyprawiasz.  

****