***
Nie zapomnę tego feralnego dnia, gdy nagle w środku nocy rozdzwonił się mój telefon. Pomimo, że miałam ogromną ochotę wziąć to cholerstwo i najprościej na świecie wyrzucić przez okno - raczyłam jednak odebrać.
- Panna Mia Engel?
- Tak?
- Z tej strony Matthias Koldbrein, lekarz ratunkowy z miejscowego szpitala. Mój pacjent Carlo Waibel - mogłabym przysiąc, że właśnie moje serce przestało bić. Wciągnęłam powietrze nie mając zamiaru go jeszcze puszczać - Został przywieziony niewiele minut temu w ciężkim stanie. Nie mogę jeszcze określić skąd, z racji, że jest w chwilowej.. śpiączce. Mogłaby Pani przyjechać, przynosząc także jakieś.. dokumenty?
- Jasne, będę jak najszybciej.
~*~
Jeżeli miałabym być szczera, to nie wiem jakim cudem w wieku piętnastu lat po prostu ukradłam mamie auto, mając jedynie malutką wiedzę co i jak, nie wiem jakim cudem dojechałam w parę minut cała na miejsce i nie wiem jakim cudem nie poniosłam z tego powodu większych komplikacji. Najwyraźniej był to tak cudowny moment, że nawet Policja nie raczyła -całe szczęście - pilnować dziś właśnie tej drogi.
O godzinie piątej nad ranem, dwudziestego maja dwa tysiące czternastego roku postawiłam pierwszy krok w moim znienawidzonym od zawsze miejscu.
***
Brązowe włosy porozrzucane na całej poduszce, delikatnie radosna twarz, ciesząca się błogim snem, na policzku dłoń malutkiej istotki leżącej osobok.
Były do siebie podobne..
Można by pomyśleć, że to po prostu szczęśliwa matka z dzieckiem.
Ale nie. Ona nie jest jej córką, a ojciec tej kruszynki obserwował ją bezwstydnie w czasie snu. Racja, nie musiał prosić się o zgodę, to w końcu jego córka. Lecz fakt, że obserwował także brunetkę, której miało prawo się to nie podobać, był trochę niemornalny.
Jego moralność zniknęła razem z ciałem w tym cholernym szpitalu.
Podszedł bliżej, gładząc z delikatnością policzek malutkiej dziewczynki, niewiele myśląc ucałował każdej czółko, uśmiechając się niewinnie.
Właściwie, tylko w tej chwili miał odwagę na nie spojrzeć, tylko w tej chwili mógł liczyć, że nie zostanie stąd wyrzucony, tylko w tej chwili - bo po prostu spały.
Dwie, najprawdopodobniej najważniejsze w głębi jego zamrożonego serca osoby.
***
Z miłego snu wyrwał mnie nagły krzyk i głośny płacz, zdezorientowana zerwała. się z łóżka, nie wiedząc co się do cholery dzieje! Dopiero po chwili przypomniałam sobie o istnieniu tej małej istotki, leżącej jeszcze chwile temu obok. Brawo ja! Wzięłam delikatnie dziewczynkę na rączki, kołysząc w lewo i w prawo. Kurcze, co może chcieć? Jest głodna? Albo zrobiła coś w pieluche? Ma ona w ogóle pieluszkę?! Nic nie wiem o dwulatkach!
- Co jest maleńka?
- Kym.. kym jezteś? - Mruknęła cichutko, patrząc na mnie tymi wielkimi, brązowymi slepiami.. które były tak samo śliczne jak te od Carlo.
Uśmiechnęłam się nie kontrolując tego, czując przyjemne ciepło na żołądku. Ten malutki bączek właśnie coś do mnie powiedział!
- Możesz mnie nazywać Ciocią, malutka. Dlaczego płaczesz? - Odstawiłam ją na ziemię, gdy powoli zaczęłam czuć jej wagę.. lekka nie była, musze przyznać. Ale jeszcze się wyćwiczę. Schyliłam swoje zesztywniałe ciało, będąc prawie na jej poziomie. Spuściła głowę, kierując dłonią na jej brzuszek. - Głodna?
- Guodna.
- To idziemy coś zrobić do jedzonka! Umiesz chodzić? - Pokiwała główką na tak, chwytając moją rękę.
Z zrezygnowaniem spojrzałam na pomieszczenie, ale co jedzą dzieci w jej wieku? Cholera. Będę musiała przesiedzieć dziś wieczór przed komputerem, czytając na temat.. dwulatków.
Spojrzałam na nią, gdy była zajęta zabawą swoim misiem. Wyglądała tak uroczo i słodko.. aż serce się kroi na ten widok.
I jak tu się takim szkrabem nie opiekować? Nie mam serca!
- Co lubisz jeść?
- Jajko - wzruszyła ramionkami, delikatnie krzywiąc swoje dość pełne usta, by po chwili wysłać mi szeroki uśmiech i ukazać parę krzywych ząbków. - Cio chces, ciociu.
***
Czeka mnie duży kłopot, bardzo duży kłopot gdy Jack wróci! A z racji, że dostałam chwile temu wiadomość 'Będę wcześniej' mogłam od razu zrozumieć, że czeka mnie bardzo trudna rozmowa, a ewentualnie bardzo trudny okres.
Wiem tylko jedno, nie zostawię jej. Nawet jeżeli będzie błagał i groził wyrzuceniem z domu. Już wole to, niż widzieć smutek na twarzy tak malutkiej kruszynki.
A wracając do Melody... ze smakiem pochłonęła jejeczniczkę, którą raczyłam jej zrobić i teraz siedzi, w skupieniu bawiąc się swoimi lalkami.
Ja byłam najpewniej jej przeciwieństwem, nigdy nie lubiłam się bawić sama i zawsze wołałam do mnie mamę, a ona.. jakby nie było dziecka. Taka cicha, taka spokojna..
- Ciociu? - Zapytała cicho, kierując mój wzrok na nią. - Nie pseskadzam Ci tu?
- Dlaczego tak pomyślałaś? - Skąd to dziecko wzięło takie stwierdzenie.. ma dopiero dwa latka! Co najwyżej dwa i pół!
- Mama mówiła, se bendzje mi tu lepjej.
- A tak nie jest?
- Jest.
- Więc w czym problem.
- W nicym. - Spuściła głowę, by po chwili ponownie ją podnieść i jedynym zgrabnym ruchem przytuliła swoje malusie ciało do mnie. - Jus cje lubje.
- Ja Ciebie też - Szepnęłam, wycierając rekawem swetra mój nos. Niestety, uroniłam w tej chwili dość sporo łez..
***
Jestem jak zawsze.
OdpowiedzUsuńOdcinek ciekawy i czekam na więcej :)
Jak na dwu latka to dziecko dobrze mówi i o dziwo dużo rozumie :)
Nie spotkałam jeszcze takiego dziecka :)
Chociaż może do połowy spotkałam :)
Ale to już nie na temat.
Co do opowiadania to wiesz, że czekam na jakąś akcję. Czekam na kolejny <3
Pamiętam że kocham <3