***
- Chłopaki! - Wszedł do pomieszczenia, rozglądając się, by wszyscy byli obecni.
Niestety, nigdzie nie zobaczył rozczochranej czupryny w kolorze jasnego blondu. Reszta była zajęta oglądaniem czegoś na laptopie, którego obsługiwał chwilowo najstarszy bliźniak. Oparł się o framugę sporych rozmiarów drzwi studia, czekając na jakąkolwiek reakcję z ich strony. Nie był nawet pewien, czy w ogóle zauważyli lub usłyszeli, że ktokolwiek zakłócił ich cisze. Po niedługiej chwili usłyszał stukot małych psich łapek, oznaczający, że Pumba wraz ze swoim właścicielem wrócili z wycieczki. Spokojnie schylił się, by pogłaskać drobniutki korpus jeszcze małego buldoga Angielskiego.
- Jack! Witaj. - z twarzy blondyna jak zawsze nie schodził uśmiech, trzymał w dłoni czerwoną końcówkę smyczy psa i złotego iPhone. Z którym chyba nigdy nie chciał, ani nawet nie śmiał się rozstawać. Najwyraźniej dopiero głos wokalisty, sprowadził wszystkich na ziemie. Spojrzeli w ich stronę, a mężczyzna podążył do nich, siadając naprzeciwko całej piątki - wokalista zdołał już do nich dołączyć.
- Więc, mam tylko jedną do was prośbę i sprawę.. bądźcie grzeczni przy mojej córce. - oczywiście, te słowa były skierowane najbardziej do bliźniaków. Spojrzał na nich, hamując śmiech, gdy opadły im szczęki.
- Kiedy Ci się urodziła córka?
- i z kim. - dodał gitarzysta, przerywając bratu.
Och, no błagam. Ciągle będziecie się wszyscy tak dziwić?
- Szesnaście lat temu, z nieznaną wam kobietą, a więc. Obiecacie?
***
Stała nad bagażem, załamując ręce. Dopiero co go wypakowała i już musi pakować od początku. Jej westchnięcie roznosi się po pokoju, gdy znów bierze się do roboty, układając lepiej swoje topy. Nie żałuje tego, że ma szanse kogoś poznać, ale niestety nie miała i nie posiada ochoty, by znów ruszać się bez potrzeby i sensu z domu i to jeszcze po połowie świata!
Oddaliła się na parę kroków, zastanawiając czy wzięła wszystko co będzie jej potrzebne. Kosmetyczka, dość sporo par bluzek, dżinsów, na wszelki wypadek, wzięła także swoją ulubioną sukienkę, bieliznę i z dwie pary butów. Ucieszona, że w końcu zakończyła swoją prace, zamknęła sporych rozmiarów walizkę, odkładając ją obok łóżka. Usiadła na miękkiej, miętowej pościeli, kładąc głowę na swoich rękach. Czuła się przytłoczona wszystkim, co tak szybko się ułożyło w jej historii.
Wszystkie zmiany są takie duże..
Złapała głośno powietrze, wypuszczając je z siebie równie szybko.
Czas przyswoić fakty.. miała właśnie jechać w trasę, z ogólnoświatowym zespołem, którym wcześniej w ogóle się nie interesowała i którego jej tata, jest menadżerem. Więc miała spędzić pół roku, w towarzystwie czworo chłopaków, jeżdżąc po stanach, europie i całej reszcie.
O Boziu..
Rozmyślanie przerwało jej pukanie do drzwi, które momentalnie się otworzyły, spojrzała w ich stronę, ciesząc się z uśmiechniętej twarzy swojego stworzyciela. W jego wzroku, mogła wyczytać nie zadane pytanie, na które odkiwnęła w jego stronę głową. Nieśpiesznie i z gracją uniosła się, biorąc do ręki walizkę, którą po chwili od niej odebrał. Spojrzała jeszcze raz na pokój, sprawdzając czy aby na pewno nic nie zapomniała. Wtedy zauważyła swojego misia - pandę, leżący na jednej z poduszek. Podeszła do łóżka, biorąc go i swoją torebkę do ręki i wyszła. Krzywiąc się na myśl, jak długo jej nie będzie w swoim pokoju.
----------------
I już jakieś przeczucia, co do zespołu i Mii? ~ Pozdrawiam.