piątek, 5 lutego 2016

'Zdjęcie' ~ 011

***

Usiadłam na brzegu łóżka,  przyglądając się rysującej dziewczynce. Chociaż bardziej pasuje tu określenie 'próbującej coś stworzyć dziewczynce', gdyż chwilowo na jej kartce znajdowały się jedynie kółka,  kreski i kwadraty. Może wyrośnie na matematyczke?
Błagam, nie!
Uśmiechnęłam się szeroko, gdy spojrzała na mnie swoimi szczęśliwymi,  niebieskimi oczkami. Dałam sobie radę,  namówiłam  ojca by ta mała kruszynka została.. i jest. Ma łóżeczko w moim pokoju,  własną komódkę z nowymi ubraniami i dość sporo zabawek.
Wszystko układa się pięknie..
Do czasu.

Wystarczy tylko jeden moment,  jedna chwila.

- Mia! - krzyk blondyna, a po niedużej chwili otwierające się drzwi. Wpadł do mojego pokoju momentalnie, tak samo szybko zauważając przestraszoną Melody. Przylepił swoje brązowe tęczówki w dziewczynkę, by po niedługiej chwili wlepić je w moją twarz. Nie musiał się najprawdopodobniej nawet pytać, drugie łóżko i cała reszta mówiło za siebie. - Chyba..  musimy porozmawiać.
- Musimy?
- Musimy. - Odpowiedział stanowczo,  marszcząc w moim kierunku brwi, no świetnie!

***

- Kogo to.. dziecko?
- Od teraz moje - Wzruszyłam ramionami, ukazując mu jeden z moich największych uśmiechów, na którego tym razem nie dał się złapać. Westchnęłam, opuszczając głowę. Czułam,  jak materac łóżka na którym siedziałam się ugina, a Bill chwyta moją zimną dłoń w swoją.
- Wyjaśnisz mi to?
- Nie umiem..
- Dlaczego?
- Bo nie wiem od czego zacząć? - Spojrzałam na niego swoimi dużymi,  smutnymi oczami i poczułam, a nawet usłyszałam jak przełyka głośniej ślinę.  Nie wiem ile minęło czasu, gdy my w ciszy obserwowaliśmy siebie samych..
- Od początku - Szepnął,  jeszcze bardziej pogłębiając swój wzrok na mnie-  Tak byłoby najlepiej.

***

Brunet stał spokojnie, oparty o framugę jasnych drzwi. Wiedział,  że Mia wyszła jedynie na chwilę, porozmawiać z Panem Gwiazda-wielkiego-świata, ale zostawienie JEGO dwuletniej córeczki samej w pokoju to już po prostu karygodne!
Momentalnie westchnął, karcąc się za ostatnie zdanie.  W końcu, sam nie był lepszy, sam odszedł od Lisy, zostawiajac ją z dzieckiem, sam to wszystko zrobił..

Przynajmniej samemu nie umarł.

Mimowolnie się uśmiechnął,  widząc rozanieloną Melody. Była śliczna i  gdy tylko ujrzał jej wielkie, brązowe tęczówki wiedział -  ma kolejną osobę, która będzie potrzebować jego pomocy.
Leżała na brzuszku,  opierając główkę na miękkiej podusi. Lewą ręką próbowała wyczarować na swojej kartce prawdziwe arcydzieło,  chociaż z ledwością wyskrobała jakieś kształty. Nie rozumiał,  dlaczego w jej obecności zawsze czuł się tak.. miło. Radość wręcz promieniła od niej. Jego córeczka.. ostrożnie sie odsunął od drzwi, gdy te szybko się otworzyły. Dziewczynka podniosła główkę,  patrząc na Mię, która z uśmiechem uklękła przed jej małym ciałkiem. Lecz dziecko zaciekawiło coś innego..

- Tatuś? -  Zapytała z wyczuwalnym w głosie zwątpieniem, patrząc przez ramię kobiety na wysokiego bruneta. Kobieta wręcz od razu się odwróciła, mając nadzieję spotkać ojca malutkiej kruszynki, a jednak. Nikogo tam nie było.  Uniosła zdziwiona brew, znów wracając spojrzeniem na wpatrzoną w jeden punkt dziewczynkę.
- Widzisz tam kogoś?
- Tatuś!  - Krzyknęła głośniej, gdy postać się do niej zbliżyła,  próbowała podnieść swoje małe ręce i otulić szyję swojego 'stworzyciela', a jednak ani nie drgnęła, jakaś dziwna siła nie pozwalała jej tego zrobić. Brązowooki sie uśmiechnął, dłonią dotykając policzka dziewczynki. Mia dalej stała, nie ruszając się,  nic dziwnego, skoro sam w pewnym sensie chwilowo ją dał do stanu.. uśpienia?  Nie ruszy się po prostu.  Patrzyła na dziewczynkę, zapewne zadając sobie sporo pytań w głowie.  Tak, tak.. źle zrobił.  Sam właściwie stał się.. niewidzialny dla Mii. Po prostu się boi. Boi konfrontacji z dziewczyną.
- Malutki skarb.. Tatuś Cię kocha,  kocha Ciebie i kocha Ciocię. Będę o was dbał,  obiecuję - Szepnął,  patrząc w jej duże tęczówki, w których migotały iskierki szczęścia.  Widział podobieństwo między nimi!

***

Patrzyłam ze zdziwieniem w radosną dziewczynkę,  co się do cholery właśnie tu wyprawia?
Nikogo nie widzę,  a ona właśnie zachowuje się jakby przed nią stał.. jej ojciec.
To niemożliwe,  przecież też bym widziała Carlo, jeżeli by tu był,  prawda?
Och, czy ten dzień może być.. dziwniejszy?

***

- I właśnie.. mniej więcej tak to wszystko się stało.
-Więc jej rodzice nie żyją?  - Zapytał zaskoczony,  a brunetka jedynie kiwnęła twierdząco głową, krzywiąc się nieznacznie. Nie powiedziała może do końca wszystkiego,  fakt, że Carlo był jej byłym chłopakiem i właściwie pojawia się mimo swojej.. śmierci? Zachowała dla siebie.  - Jak ty to sobie  wyobrażasz?  Masz szesnaście lat. Nie będziesz przecież jej wychowywać.
- Dlaczego niby nie? - Mruknęła, podnosząc swój wzrok na chłopaka - Dam sobie radę.  Nie raz w życiu dawałam,  to po prostu kolejne wyzwanie które uda mi się spełnić i kto wie, być może nie pojawiła się ona przypadkiem?
- Zwariowałaś..
- Już dawno, Bill. Już dawno. I nic na to nie poradzę.
- Nadal nie jestem co do tego przekonany..
- Albo mi zaufaj, albo uciekaj.

***
×Dwa tygodnie później×

- Głodna?
- tak - odpowiedziała spokojnie,  podchodząc do białego biurka przy którym starałam się oddać swe porozrzucane myśli kartce,  niestety nie wiele mogłam zdziałać,  gdy po domu rozległ się wrzask Jack'a, który najprawdopodobniej krzyczał moje imię,  lecz nie miałam pewności. Wstanęłam, momentalnie schodząc na dół, a wcześniej informując dziewczynkę,  iż zaraz wrócę.  Starszy mężczyzna siedział na kanapie,  w ręce trzymając kolorowe czasopismo.

- Tak?
- Co to kurwa jest! - Krzyknął jeszcze głośniej,  rzucając pod moje nogi gazetę.  Podniosłam ją z gracją,  momentalnie kamieniejąc. Ja, Melody i.. Bill! Pierwsza strona czasopisma! Cholera!  Przeniosłam swój zszokowany wzrok na wkurzonego ojca.
- Ja.. ja nie wiem kiedy.. jak.. ja nie wiem..
- daruj sobie.  Nie możesz tu dużej być.
- C..co?
- Odchodzisz, pieniądze dostaniesz, ale znikasz stąd.
- Ale.. ale jak to? - Mruknęła,  czując jak pod jej powiekami zbierają się łzy. - Tato..
- Chcesz,  żeby media cie zniszczyły? Już biorą Cie za nastoletnią matkę i to jeszcze dziecko Billa! Tez mi coś!  Co wam odbiło by pójść na spacer?! Nie widzę innej możliwości.

***

wtorek, 2 lutego 2016

'Najważniejsze' ~ 010.

***

Nie zapomnę tego feralnego dnia, gdy nagle w środku nocy rozdzwonił się mój telefon.  Pomimo, że miałam ogromną ochotę wziąć to cholerstwo i najprościej na świecie wyrzucić przez okno - raczyłam jednak odebrać.

- Panna Mia Engel?
- Tak?
- Z tej strony Matthias Koldbrein, lekarz ratunkowy z miejscowego szpitala. Mój pacjent Carlo Waibel - mogłabym przysiąc, że właśnie moje serce przestało bić. Wciągnęłam powietrze nie mając zamiaru go  jeszcze puszczać - Został przywieziony niewiele minut temu w ciężkim stanie. Nie mogę jeszcze określić skąd,  z racji,  że jest w chwilowej.. śpiączce. Mogłaby Pani przyjechać, przynosząc także jakieś.. dokumenty?
- Jasne, będę jak najszybciej. 

~*~

Jeżeli miałabym być szczera,  to nie wiem jakim cudem w wieku piętnastu lat po prostu ukradłam  mamie auto, mając jedynie malutką wiedzę co i jak,  nie wiem jakim cudem dojechałam w parę minut cała na miejsce i nie wiem jakim cudem nie poniosłam z tego powodu większych komplikacji. Najwyraźniej był to tak cudowny moment, że nawet Policja nie raczyła -całe szczęście  - pilnować dziś właśnie tej drogi.
O godzinie piątej nad ranem, dwudziestego maja  dwa tysiące czternastego roku postawiłam pierwszy krok w moim znienawidzonym od zawsze miejscu.

***

Brązowe włosy porozrzucane na całej poduszce, delikatnie radosna twarz, ciesząca się błogim snem, na policzku dłoń malutkiej istotki leżącej osobok.
Były do siebie podobne..
Można by pomyśleć, że to po prostu szczęśliwa matka z dzieckiem.
Ale nie. Ona nie jest jej córką, a ojciec tej kruszynki obserwował ją bezwstydnie w czasie snu. Racja, nie musiał prosić się o zgodę,  to w końcu jego córka. Lecz fakt, że obserwował także brunetkę, której miało prawo się to nie podobać,  był trochę niemornalny. 
Jego moralność zniknęła razem z ciałem w tym cholernym szpitalu.

Podszedł bliżej,  gładząc z delikatnością policzek malutkiej dziewczynki,  niewiele myśląc ucałował każdej czółko, uśmiechając się niewinnie.
Właściwie, tylko w tej chwili miał odwagę na nie spojrzeć, tylko w tej chwili mógł liczyć, że nie zostanie stąd wyrzucony,  tylko w tej chwili - bo po prostu spały.
Dwie, najprawdopodobniej najważniejsze w głębi jego zamrożonego serca osoby.

***

Z miłego snu wyrwał mnie nagły krzyk i głośny płacz, zdezorientowana zerwała. się z łóżka, nie wiedząc co się do cholery dzieje!  Dopiero po chwili przypomniałam sobie o istnieniu tej małej istotki, leżącej jeszcze chwile temu obok. Brawo ja! Wzięłam delikatnie dziewczynkę na rączki, kołysząc w lewo i w prawo.  Kurcze, co może chcieć?  Jest głodna? Albo zrobiła coś w pieluche? Ma ona  w ogóle pieluszkę?! Nic nie wiem o dwulatkach!

- Co jest maleńka?
- Kym.. kym jezteś? - Mruknęła cichutko, patrząc na mnie tymi wielkimi, brązowymi slepiami.. które były tak samo śliczne jak te od Carlo.
Uśmiechnęłam się nie kontrolując tego, czując przyjemne ciepło na żołądku.  Ten malutki bączek właśnie coś do mnie powiedział!
- Możesz mnie nazywać Ciocią, malutka. Dlaczego płaczesz? - Odstawiłam ją na ziemię,  gdy powoli zaczęłam czuć jej wagę.. lekka nie była,  musze przyznać.  Ale jeszcze się wyćwiczę. Schyliłam swoje zesztywniałe ciało, będąc prawie na jej poziomie. Spuściła głowę,  kierując dłonią na jej brzuszek.  - Głodna?
- Guodna.
- To idziemy coś zrobić do jedzonka! Umiesz chodzić?  - Pokiwała główką na tak, chwytając moją rękę.

Z zrezygnowaniem spojrzałam na pomieszczenie, ale co jedzą dzieci w jej wieku? Cholera. Będę musiała przesiedzieć dziś wieczór przed komputerem, czytając na temat.. dwulatków.
Spojrzałam na nią,  gdy była zajęta zabawą swoim misiem. Wyglądała tak uroczo i słodko.. aż serce się kroi na ten widok.
I jak tu się takim szkrabem nie opiekować?  Nie mam serca!

- Co lubisz jeść?
- Jajko - wzruszyła ramionkami, delikatnie krzywiąc swoje dość pełne usta, by po chwili wysłać mi szeroki uśmiech i ukazać parę krzywych ząbków. - Cio chces, ciociu.

***

Czeka mnie duży kłopot,  bardzo duży kłopot gdy Jack wróci! A z racji, że dostałam chwile temu wiadomość 'Będę wcześniej' mogłam od razu zrozumieć,  że czeka mnie bardzo trudna rozmowa, a ewentualnie bardzo trudny okres.
Wiem tylko jedno, nie zostawię jej. Nawet jeżeli będzie błagał i groził wyrzuceniem z domu. Już wole to, niż widzieć smutek na twarzy tak malutkiej kruszynki.
A wracając do Melody... ze smakiem pochłonęła jejeczniczkę, którą raczyłam jej zrobić i teraz  siedzi,  w skupieniu bawiąc się swoimi lalkami.
Ja byłam najpewniej jej przeciwieństwem,  nigdy nie lubiłam się bawić sama i zawsze wołałam do mnie mamę,  a ona.. jakby nie było dziecka.  Taka cicha,  taka spokojna..

- Ciociu? - Zapytała  cicho, kierując mój wzrok na nią.  - Nie pseskadzam Ci tu?
- Dlaczego tak pomyślałaś? - Skąd to dziecko wzięło takie stwierdzenie.. ma dopiero dwa latka! Co najwyżej dwa i pół!
- Mama mówiła, se bendzje mi tu lepjej.
- A tak nie jest?
- Jest.
- Więc  w czym problem.
- W nicym. - Spuściła głowę,  by po chwili ponownie ją podnieść i jedynym zgrabnym ruchem przytuliła swoje malusie ciało do mnie.  - Jus cje lubje.
- Ja Ciebie też - Szepnęłam, wycierając rekawem swetra mój nos.  Niestety,  uroniłam w tej chwili dość sporo łez..

***